- Powinienem chyba sobie odstrzelić łeb. - szepnąłem sam do siebie.
Od 17 stałem pod blokiem Adriana i wahałem się, czy warto wejść na górę. Czy w ogóle warto coś wyjaśniać. I co wyjaśniać... Te pytania kołatały mi się po głowie już odkąd przeczytałem kartkę. Iść tam czy nie iść? Zlać czy się przejąć? Co ja mam, do cholery, z tym zrobić?! Jednakże teraz chyba było już za późno. Stałem po jego blokiem od godziny jak jakiś morderca, który czeka na swoją ofiarę. Nawet jakaś babcia patrzyła na mnie z podejrzliwym wzrokiem. Monitoring osiedlowy jak zwykle na warcie... Ech, dobra, czas tam wejść.
Pchnąłem drzwi klatki, podszedłem do domofonu i wybrałem numer. Nie musiałem się nawet odzywać, bo domofon od razu zareagował i otworzył drzwi. "Więc czekał ciągle obok..." przeszło mi przez głowę, gdy jechałem windą. Wysiadłem i ruszyłem pod drzwi jego mieszkania. Nie zdążyłem nawet zapukać, gdy otworzyły się na oścież, a przede mną stanął ubrany w czarną koszulę i ciemnoszare rurki Adrian. Skąd wiedziałem jak wyglądał? Światło w każdym pokoju było włączone. Zacząłem się niepokoić...
- Hej. - rzuciłem na powitanie, jednak on mi nie odpowiedział. Wszedłem do środka i rozejrzałem się.
Rzeczywiście całe mieszkanie wyglądało o niebo lepiej, gdy było jasno. Chyba wolałbym się tak tym nie zachwycać, no ale cóż. Zdjąłem glany w przedpokoju i grzecznie ruszyłem za nim do jego pokoju. Obawiałem się tylko najgorszego...
Lecz ku memu zdziwieniu ołtarzyk zniknął. Na jego miejscu pojawiła się kolejna półka na książki. Miałem wrażeni jakbym ostatnim razem miał zwidy czy coś w tym stylu, a gdy chciałem o to zapytać, odpowiedź padła z jego ust.
- Już go nie potrzebuję. - wskazał głową na łóżko. Zadziwiająco był tam wszystkie rzeczy, które jeszcze ostatnio wchodziły w skład ołtarza.
- Wyjaśnisz mi wreszcie o co chodzi? - zagadnąłem kompletnie zagubiony.
- Usiądź...ja zaraz wrócę. - rzucił i zniknął. No po prostu poszedł. Słyszałem tylko jak zamykają się drzwi mieszkania.
Zacząłem panikować, lecz chyba bezsensownie. Nie zamknąłby mnie tutaj ot tak! Chyba...prawda? Boże, zaczynam wariować. "Kacper, weź się w garść, kretynie. On zaraz wróci..." beształem się w myślach. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. I się uspokoiłem. Rzuciłem skórę gdzieś na krzesło w jego pokoju i usiadłem na łóżku. Zacząłem przeglądać rzeczy leżące obok mnie.
Tak, to rzeczywiście moja koszulka, która w zeszłym roku zniknęła mi przed wf-em. I tak, to też jest mój zeszyt od historii, który pożyczałem komuś i go nie odzyskałem. Znalazła się nawet opaska z Woodstock'u. Im więcej rzeczy trafiało w moje ręce podczas rozeznania, tym więcej z nich rozpoznawałem jako swoje. Zadziwiająco dużo z nich rzeczywiście pamiętałem. Ale jednej rzeczy nie spodziewałem się tu znaleźć. Było to zdjęcie z zerówki. Tego byłem pewien. Bal. Od razu rozpoznałem siebie stojącego obok Panny Słoneczko i Kubusia Puchatka. A ja jako Batman. Oczywiście, że pamiętałem ten bal! Bo właśnie wtedy po raz pierwszy ktoś dostał ode mnie w twarz. I to nie był nikt inny jak....o kurwa...już sobie przypomniałem.
Właśnie na tamtej zabawie jako postacie bajkowe uderzyłem kogoś po raz pierwszy. Dziewczyna przebrana za Pannę Słoneczko była naprawdę ładna i każdy chciał z nią zatańczyć. A ja oczywiście jak jakiś idiota byłem tak zaślepiony, że nie dawałem nikomu się do niej zbliżyć. Więc gdy wróciłem z toalety i zobaczyłem, że tańczy z kimś innym, wpadłem w szał. Pamiętałem, że tamten chłopak potem miał złamaną rękę i zmienił szkołę. Lecz im bliżej teraz przyglądałem się twarzy chłopca w przebraniu Piotrusia Pana, tym bardziej go kojarzyłem. Osobą, którą wtedy pobiłem był nikt inny jak...
- Więc jednak pamiętasz, kto tańczył ze Słoneczko. - powiedział kompletnie beznamiętnym głosem.
- To byłeś Ty...? - spytałem trochę przerażony. Nie rozumiałem już całkowicie co się dzieje...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz