czwartek, 22 stycznia 2015

"Wolontariusz" Rozdział 2

Na powitanie zaatakowała nas setka bachorów. Myślałem, że zejdę tam na zawał, gdy się na mnie rzuciły i krzyczały „dzień dobry!!!”. Istny koszmar. Ale próbowałem się powstrzymać. Chciałem wreszcie opuścić mury tej cholernej szkoły i nigdy do niej nie wrócić, choćby nie wiem co. Nigdy przenigdy. Spokojnie poszedłem za Adrianem do pokoju wychowawców. Tam przedstawił mnie jakiemuś facetowi o imieniu Michał i kazał chwilę poczekać za drzwiami. Ta chwila trochę się dłużyła, pełna jęków i westchnięć. Wreszcie drzwi się otworzyły, a przed nimi stał zaczerwieniony Adrian z wyciągniętą koszulą, natomiast owy Michał dopiero zakładał spodnie.
- Czy takie rzeczy też będę musiał robić? -westchnąłem ciężko, pokazując perfidnie palcem na pedofila.
- Jeśli masz skłonności homo, to jak najbardziej mi się to spodoba. -powiedział z uśmieszkiem pedał.
Nie żebym był do tego skory, ale miałem ochotę mu przyjebać lub chociaż wbić go w ścianę. To się po prostu nie godziło, by taki facet koło trzydziestki robił to z siedemnastolatkiem. Po prostu nie mogłem się na to zgodzić. Puściły mi nerwy. Rzuciłem się na niego i przykułem go do piaskowej ściany. Spojrzał na mnie tylko z góry i nic więcej. Żadnej próby powstrzymywania mnie czy czegoś w tym stylu. Zerknął tylko z żądaniem na Adriana, a ten od razu spłoszony zaczął mnie prosić, bym go puścił.
- I co? Myślisz, że jak masz pieska do ruchania i możesz mu rozkazywać, to cię on uratuje też? To się chyba mylisz, pedałku. -powiedziałem trochę za głośno. Zapomniałem, że drzwi były otwarte. Za moimi plecami usłyszałem kilka przerażonych westchnięć, po czym szybkie kroki w kierunku sali obok. Obstawiałem, że to były dzieciaki. Pewnie nigdy nie widziały, by ich idealny wychowawca robił komuś takie rzeczy pod pretekstem potrzeby porozmawiania z nim.
A on nic. Po prostu wlepiał we mnie to swoje wywyższone spojrzenie i nic. Wkurwiało mnie to już. Wyjebałem mu raz w jeden policzek. Raz w drugi. Wreszcie zareagował. Odepchnął mnie od siebie, aż poleciałem na ścianę naprzeciwko. Wypchnął Adriana za drzwi i przyparł mnie do nich.
- Podskocz mi raz jeszcze, a nikt cię tu nie przyjmie, gnoju. - warknął wściekle, po czym odwrócił mnie plecami do siebie. Odruchowo oparłem dłonie na chłodną ścianę. To był błąd.
Gdybym nie unosił dłoni, mógłbym się obronić. Jednak zrobiłem inaczej. Jego dłonie tymczasem natychmiast podążyły do mojego rozporka i szybko mnie pozbawiły spodni, które zniknęły gdzieś w pobliżu moich kolan. Usłyszałem tylko rozsuwający się suwak jego spodni i chwilę później jego dłonie spoczęły na moich pośladkach, bawiąc się nimi, masując je, szczypiąc i ściskając. Wiedziałem, że tylko się rozgrzewa. W końcu przestał się bawić i zamknął drzwi na zasuwę i klucz. O mój tyłek otarł się jego twardy członek. Wzdrygnąłem się i dopiero teraz nagle wszystko do mnie dotarło. Próbował znaleźć mój odbyt, gdy zacząłem się wyrywać wreszcie. Nie przeszkadzało mu to zbytnio i po prostu we mnie wszedł z głośnym sapnięciem. Ból był rozdzierający. Chciałem krzyczeć, ale wiedziałem, że nie mogę. Od razu narzucił mi szybkie tempo. Ledwie nadążałem, by jakoś złagodzić ból, gdy następowało kolejne szarpnięcie, często silniejsze od poprzedniego. Jego członek po jakimś czasie zaczął drżeć i zrobił się większy. Czułem, że zaraz z niego uleci. Ale zamiast tego, Michał odwrócił mnie i kopnął pod kolano. Ugiąłem się i zsunąłem po ścianie „do poziomu”. Przycisnął moją twarz do swojego krocza, zacisnął palce na mojej żuchwie, a usta natychmiast mi się otworzyły. Automatem wleciało do nich jego obrzydliwe nasienie. Wyplułem je. Dostałem w twarz. Mocno. Zachwiałem się na kolanach i przywaliłem głową w ścianę. Bolało.
Następne, co słyszałem, to tylko zapinający się rozporek i trzask drzwi. Przez dobre kilka minut nikt nie wchodził do pokoju wychowawców i dzięki im za to. Szybko się otrząsnąłem i ogarnąłem. Lekko się chwiałem jeszcze, ale chciałem stąd jak najszybciej wyjść i biec przed siebie. Już byłem przy drzwiach i naciskałem na klamkę, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Adrian.
- A Ty dokąd się wybierasz?
- A jak myślisz? Jak najdalej, kurwa jego jebana mać, stąd! To jakieś chore miejsce! Tego starego chuja nawet nie powinno tu być. Kto mu pozwolił pracować z dziećmi?! Wprowadzili tu pedofila! - wydzierałem się.
Poskutkowało, bo Adrian natychmiast mnie za drzwi.
- Zamknij się! - krzyknął przez łzy. - To nie Twoja sprawa jak tu jest! Masz tu być tylko przez jakiś czas i potem się stąd zwijasz. To mój problem, jak sobie tu radzić. Nie Twój!
- Nie ogarniam Cię... raz mnie wyklinasz i każesz tu przychodzić, po czym teraz masz w dupie wszystko!
- Nie zrozumiesz tego! - zaczął drżeć. Łzy spływały po jego policzkach potokami, ani na chwilę nie przestawały cieknąć.
- To może mi to wytłumacz!
Zamilkł. Na kilka długich chwil. Obróciłem się i zapaliłem fajka. On dalej drżał i płakał oparty zaledwie o ścianę. Nie patrzyłem do niego. Dopaliłem, zgarnąłem go na ramię i zaniosłem siłą, bo trochę wierzgał, na pagórek za blokiem. Tam usiadłem i posadziłem go obok siebie.
- To wyjaśnisz mi co nieco? Bo jeśli mam tu siedzieć przez 4 miesiące i mają dziać się takie rzeczy obok mnie, to ja chyba podziękuję i znajdę sobie inną szkołę na ten czas.- mruknąłem, zapalając kolejnego fajka. Mm, Marlboro czerwone... Najmocniejsze i najlepsze. Idealne na takie gówno, w jakim aktualnie się znalazłem.
 - Więc... to jest tak, że...ten facet...w rzeczywistości był już karany za pedofilię...ale musiał to odrobić...i omyłkowo zesłali go tutaj...to było dwa lata temu, a ja akurat tu przyszedłem dla wzorowego...rzucił się na mnie od razu... - płakał jeszcze bardziej, podkurczył kolana i oplótł je ramionami. Zrobiło mi się go szkoda, więc go przytuliłem... tylko bez podtekstów mi tu! Nie jestem gejem. Raz w dupę to nie pedał, jasne?
Nic nie mówiliśmy. Między nami były tylko nasze ciuchy. Jego idealnie wyprasowana koszula i moja pognieciona koszulka. Śnieżnobiały i czarny. Idealnie. Nie wiem, jak długo tak siedzieliśmy. Słońce zachodziło, gdy powoli zbieraliśmy się po rzeczy do tego cholernego TPD. Wypadliśmy stamtąd praktycznie natychmiast. Tylko ten pedał Michał na nas spojrzał. Reszta nie zwracała na nas uwagi. Nie miałem zamiaru już nigdy tam wejść.
Odstawiłem Adriana prosto do domu, pod same drzwi na piątym piętrze bloku. Do tej pory nie wiedziałem, gdzie mieszka. Aż sam spostrzegłem, że tak na dobrą sprawę mamy okna na tym samym poziomie i równie dobrze możemy się nawzajem podglądać nocami... Zaaraz, o czym ja, do cholery, myślę?! Wdech, wydech. Nieee, Kacper Atraszewski jest metalem, żadnym homo-bi-swagiem w zerówkach. Co to to nie. Dziękuję, postoję.
Pożegnałem się z nim, a on przekroczył próg mieszkania z opuszczoną głową. No cóż, odstawiłem go, to mogłem wrócić do siebie. Czekałem sobie na windę. Nienawidzę chodzić po schodach, przyznam szczerze. I właśnie gdy tak sobie czekałem na tego ślimaka, ktoś mnie przytulił. Obróciłem głowę i dojrzałem jego brązowe włosy. 
- Co Ty robisz? - spytałem z lekkim zdenerwowaniem.
- ...Kacper....boję się...- zaczął z cichym płaczem.
- Czego niby?
- ...że jak tam wrócę....to on znowu będzie chciał mnie wykorzystać...nie chcę już tak dłużej...
- Przecież dajesz dupy nawet psorom z liceum, to czego Ty oczekujesz od innych?! - wydarłem się. Pewnie na piętrach w dół też ktoś to słyszał, ale jakoś mało mnie to obchodziło.
- To nie tak! - zaniósł się już całkowicie płaczem.
- A niby jak? Wytłumaczysz mi to wreszcie? - byłem już zdenerwowany i zdezorientowany.
- ....może nie tutaj, co....? Wejdźmy do środka, to wszystko Ci powiem...
Ruszył powolnym krokiem pod drzwi mieszkania. W sumie to mogłem się jeszcze wycofać, bo właśnie nadjechała winda. Cholerny ślimak. Czemu w takich starych blokach są tak nowe windy?! Przecież to nie powinno mieć racji bytu! Ale mimo wszystko poszedłem za nim. Nie wiedziałem tylko, czy mam to później sobie wyciągać z żył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz