wtorek, 1 kwietnia 2014

"Słodka czy kwaśna?" rozdział 6

ROZDZIAŁ 6 „Ospała ja i zmęczona ty”

Koło 5 rano Yotaka pojawił się na moim balkonie z torbą wypełnioną zeszytami, mangami i filmami dla mnie oraz średniej wielkości pudełkiem. Otworzyłam mu drzwi i wpuściłam go do środka. Do filiżanki nalałam mu herbaty i podałam cukier. Nasypał sobie dwie łyżeczki jak zawsze. Nic się nie zmienił chyba... I widząc mnie w papuciach na nogach zaczął chichotać. Jak kiedyś.
- Nic się nie zmieniłaś pod tym punktem. - powiedział, opanowując się i siadając z filiżanką przy stole do herbaty na czarnym dywaniku.
Usiadłam naprzeciwko niego z kolejną herbatką.
- Pod tym względem to nie. - zachichotałam cichutko, moje gardło dawało o sobie już powoli znaki, że wysiada. - Poczekasz chwilę? Dorobię herbaty... czekanie na ciebie mnie znudziło i piłam ją litrami.
-Na królewicza się czeka, nie pamiętasz? - powiedział, zanosząc się śmiechem.
Zeszłam po schodach z imbryczkiem w dłoni, wstawiłam wodę i przygotowałam wszystko. Czekałam tak przez chwilę oparta o blat. Otworzyłam szafkę w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Wyciągnęłam dwie paczki ciastek, chipsy i żelki. Z lodówki wyjęłam cztery energetyki i postawiłam je na tacy przy słodyczach, zostawiając miejsce na środku na imbryczek. Wreszcie czajnik zagwizdał i zalałam torebkę wrzątkiem. Postawiłam czajniczek na miejsce królewskie i ruszyłam na schody do pokoju. Zapukałam i Yotaka otworzył mi drzwi.
- Matko, więcej tego nie było...? - spojrzał zdziwiony na tacę, odbierając ją z moich rąk i puszczając mnie do pokoju. Położył tacę na stoliczek i zdjął z niej wszystko, rzucając ją gdzieś na moje biurko. - A jak tam twój głos? Może lepiej będziesz pisać, by go nie nadwyrężyć...? - spytał z troską.
- Nie trzeba... muszę ćwiczyć, by nie zaniemówić... - powiedziałam szeptem.
- To może lepiej nie mów za dużo? Wiesz, nie chcę byś się przemęczała czy coś... - po czym od razu wstał i sięgnął do mojej szafki po kartkę i ołówki. Odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, nic w moim pokoju nie zmieniło miejsca ani o centymetr. Zdziwiło mnie, że do tej pory pamiętał, co gdzie u mnie jest.
- Jak chcesz. - szepnęłam.
- To ja będę mówił na głos, a ty będziesz pisać... tylko błagam, czytelnie. Czasem w szkole było mi trudno cię doczytać. - powiedział z uśmiechem.
Sama zaczęłam się cichutko śmiać. Pamiętałam to idealnie, gdy co chwilę mnie trącał w podstawówce i pytał, gdzie podziała się ta czy tamta litera, bo miał problem z rozczytaniem.
Wzięłam z jego ręki kartki i ołówek, kładąc resztę na stolik. Zaczęłam kreślić kanji jedno za drugim. Starałam się jednak częściej używać słownego pisma, a kanji zastępowały poszczególne słowa. Wreszcie oddałam mu zapisaną całą kartkę do rąk i zaczął ją czytać. Z mimiki jego twarzy mogłam zauważyć, że nie jest to zbyt czytelne, bo co chwilę drapał się po głowie i marszczył uroczo nos.
- Więc mówisz, że się rozstałyście, co? - powiedział wreszcie i spojrzał na mnie. - Nie żebym miał coś przeciwko, ale to od początku był dziwny związek. Ledwie przyszła do naszej klasy, a od razu uderzyła do ciebie. Nie sądzisz, że to jest...no nie wiem....dziwne? - zaprzeczyłam ruchem głowy. - No dobra.. To niby co się takiego stało, że już to przerywasz po tych kilku miesiącach?
Zaczęłam zapisywać kolejną kartkę, na której co chwilę pojawiało się coraz więcej kropek, a pismo załamywało się. Z oczu pociekła mi pierwsza łza, którą natychmiast starł z mojego policzka.
- Jeśli to dla ciebie za dużo, to się nie zmuszaj...
Czy naprawdę był takim kretynem? Chciałam wreszcie po tam długim czasie otworzyć się przed nim, a on kazał mi się zamknąć z powrotem? Jaki był w tym sens?! Ale mimo łez pisałam dalej. Wreszcie odłożyłam ołówek i jeszcze raz zerknęłam na napisany chwilę temu tekst, sprawdzając wszystko od gramatyki po ortografię. Stwierdzając, że jest w porządku i powinien zrozumieć, podałam mu ją. Gdy czytał ją, w jego oczach pojawiało się coraz więcej uczuć. Od uciechy, po smutek i współczucie. Czułam się jakoby dziwnie, a zarazem pusto. Wreszcie to komuś powiedziałam. Napisałam chyba wszystko, co chciałam powiedzieć komuś od tych kilku dni. Co stało się u Mai, jak było z moim wylądowaniem do szpitala. Wreszcie odłożył kartkę na dywan i z trudem podniósł na mnie swój wzrok. Początkowo starał się być silny, ale chyba jednak przegrał, bo zaraz potem z jego oczu pociekł mały strumień łez. Przeszedł na około stolika i przytulił mnie. Mocno. Czule. Jakby już nigdy nie miał mnie z tego uścisku wypuścić. Nieśmiało uniosłam dłonie z ramionami i lekko położyłam je na wysokości jego łopatek. Usiadł z klęczek i pociągnął mnie za sobą, usadowiając na swoich kolanach. Przytuliłam się do niego szczelniej, kładąc głowę na barku.
- Nie sądziłem, że nasza słodka Sorinozuka może okazać się taką szmatą... Mam nadzieję tylko, że nic ci nie zrobiła, bo już bym biegł na nią z nożem. - spojrzałam na niego zszokowanym słowem i zaraz pociekły kolejne łzy. Nie chciałam jej stracić całkowicie, ale jednak jej się to należało... - Póki mi nie powiesz, co mam robić, to nic nie zrobię. Ale lepiej jednak przerwać tą komedię i naprawdę z nią porozmawiać, bo siedzenie w miejscu i myślenie o tym nic nie da. I ty akurat wiesz o tym doskonale.
Wypuścił mnie z uścisku i wstał, wracając na swoje miejsce po drugiej stronie stolika. Patrzył zawzięcie w okno, jakby czegoś szukał za jego szkłem. Tymczasem ja siedziałam. Gapiłam się na niego. Nie rozumiałam nic. Nad czym miałam się zastanawiać? Co dalej? Przecież wszystko już skończono. Sama to skończyła. Zaczęłam otwarcie płakać, ocierając łzy dłońmi, ale nic to nie dawało. Płyn lał się jeszcze obficiej niż chwilę temu. Chciałam wstać, podejść do niego i znowu się do niego przytulić. Jak kiedyś, gdy upadałam na prostej drodze i tuliłam się do niego z nadzieją, że dzięki temu ból minie szybciej. Nic jednak takiego teraz nie zrobiłam i siedziałam na skraju dywanu, ocierając łzę za łzą. Wreszcie łzy przestały cieknąć. Wzięłam się w garść i sięgnęłam po całą miskę żelków. Wpychałam w siebie jeden za drugim. Robiło mi się niedobrze od nadmiaru cukru. Praktycznie wymiotowałam. Ale nic to nie dało. Yotaka nadal wpatrywał się w widok za oknem z coraz to większą obojętnością w stosunku do mnie. Normalnie już by mi zabrał miseczkę i kazał wypluć słodkości do sedesu, jak zawsze, gdy byłam bliska zwrócenia posiłków z całego dnia. Zastanawiało mnie, co się z nim stało przez te kilka lat? Nie był jednak taki jak kiedyś. Coś się zmieniło. Zebrałam się w sobie, jednak poszło to na marne.
- Yotaka...-zaczęłam niepewnie, a on po prostu wstał.
- Gomenna, muszę już iść. Trochę późno, a z rana muszę załatwić kilka spraw. - założył bluzę i buty, a następnie wyszedł jak wszedł, czyli przez taras.
Siedziałam osłupiała na podłodze i patrzyłam pustym wzrokiem w jego plecy, znikające po schodach, aż wreszcie rozmyły się całkiem. Wiedział, kiedy pójść, żeby uniknąć trudnych pytań. A jednak kiedyś zawsze odpowiadał mi na wszystko. Nawet dziś obiecał mi, że będziemy rozmawiać do świtu, aż nagle po prostu wstał i poszedł z byle jaką wymówką. Coś znacząco mąciło mi spokój wewnętrzny. Mój przyjaciel z dzieciństwa diametralnie się zmienił, a ja tego nawet nie zauważyłam, bo mnie przy nim wtedy nie było. Chciałam dowiedzieć się teraz o nim jak najwięcej. Jednak w swoim stanie nie mogłam za wiele zrobić.
Za oknem usłyszałam plaśnięcie. Początkowo się przeraziłam i wyjrzałam za okno, ale nic nie mogłam zobaczyć. Postanowiłam udać jednak brak zainteresowania, choć zbliżyłam się do okna, próbując coś dojrzeć. Nie udało mi się to jednak.
Podreptałam bliżej stolika i nalałam do filiżanki herbaty, gdy w szybę ktoś zapukał. Panicznie obróciłam się i wystraszonym wzrokiem próbowałam coś ujrzeć w ciemności nadchodzącego poranka. Postać zdjęła czarny kaptur z głowy, uwalniając spod niego długie włosy ciemnej barwy i piękną twarz. Odłożyłam pośpiesznie dzbanek na stolik i rzuciłam się otworzyć drzwi balkonowe. Rzuciłam się jej na szyję. Tak bardzo mi jej brakowało, a zarazem chciałam się jej pozbyć raz na zawsze z życia.
- Mai... -szepnęłam jej do ucha i przycisnęłam do siebie.
- Hey... Mogę wejść....? -szepnęła smutno i wypuściła mnie ze sztywnego uścisku.
Wpuściłam ją do pokoju i zatrzasnęłam szybko drzwi. Mimo wszystko odczuwałam zimno, a na zewnątrz nie było zbytnio ciepło jak na mnie. Opatuliłam się ramionami i sięgnęłam po nieużywaną nawet filiżankę Yotaki, lejąc do niej herbatę i podając potem porcelanę w dłonie Sorinozuki.
Natychmiastowo odebrała ją z moich rąk i upiła łyk. Na jej twarzy pojawiły się urocze wypieki. Uśmiechnęłam się lekko. Zdawałam sobie jednak sprawę, że po coś tu przyszła, a plask sprzed chwili musiał być jej wyczynem, gdyż jej prawa dłoń była bardziej zaczerwieniona.
- Mai... -zaczęłam cicho, ale przerwała mi.
- Chi, wiem, że chcesz mi coś powiedzieć, ale pozwól mi zacząć pierwszej. - i to mówiąc odstawiła filiżankę na drewno stolika oraz spojrzała mi prosto w oczy. - Przyszłam tu, by cię przeprosić. Mam już dość tej ciszy. Chcę nadal być z tobą. Mam nadzieję tylko, że wybaczysz mi tamten wyczyn... To...nie miało tak być... Poniosło mnie... Przepraszam, Chihiro...Ja...
Ale Mai nie mówiła tego w moją stronę. Podobnie jak Kurama chwilę temu patrzyła w horyzont za oknem. Irytowało mnie to coraz bardziej. Miałam tego dość. Wstałam z podłogi i chwiejnym krokiem podeszłam bliżej niej, by opaść ciężko przed jej obliczem. Uniosłam dłoń, poprawiłam włosy, które wpadały mi do oczu. Odrzuciłam lekko lewą dłoń w bok i wymierzyłam jej soczysty plask prosto w środek policzka. Spojrzała na mnie zszokowana i przycisnęła dłoń do bolącego miejsca. Nie widziałam jej wzroku. Świat zasłoniły mi włosy, a ręka sama w sobie sprawiła mi nieznany do tej pory ból. Pierwszy raz kogoś uderzyłam z wściekłości. Takiej szczerej. Jednak w środku czułam się bardziej pusta niż wcześniej i miałam ochotę zrobić to raz jeszcze. Ponownie uniosłam dłoń, lecz opadła ona na jej bluzę i wraz za nią poleciała druga. Przygarnęłam ją bliżej siebie tak, by bez wysiłku spojrzeć jej prosto w oczy i pokazać swoją nienawiść zza zasłony włosów.
- Nienawidzę cię teraz... Nienawidzę za to, co zrobiłaś i za to, czego nie robisz... Mam już cię dość.... Zniknij z mojego życia i najlepiej nie wracaj... -ostatnie zdanie powiedziałam już, gdy ją puściłam. A raczej zrobiłam to szeptem, bo gardło bolało mnie jeszcze bardziej po uderzeniu niż przed nim.
Tymczasem Sorinozuka szybko wstała i opuściła mój pokój, zamykając za sobą drzwi balkonu. Natomiast ja opadłam bezwładnie na dywan i zaczęłam głośno płakać. Miałam gdzieś już, że ktoś mnie usłyszy. Nie chciałam nikogo już więcej widzieć. W szczególności Sorinozuki, która nie umiała mnie szczerze przeprosić, i Yotaki, który nie umiał już ze mną szczerze porozmawiać i uciekł od trudnych pytań. Nienawidziłam ich po równi. Tej nocy postanowiłam sobie jedno. Zerwę z nimi wszelakie kontakty. Złapałam za telefon leżący na biurku i wykasowałam ich mail'e i wszystkie wiadomości wraz z rozmowami. Usunęłam wszystkie zdjęcia z nimi. Wszystko co mogłoby mi o nich wspominać. Wreszcie wolna od wspomnień zgarnęłam z łóżka poduszkę z kocem, przesunęłam stolik na linoleum i ułożyłam się na dywanie. Płakałam coraz ciszej, aż wreszcie zasnęłam, otulona włosami i granatowym kocem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz