ROZDZIAŁ 6 „Ospała ja
i zmęczona ty”
Koło 5 rano Yotaka
pojawił się na moim balkonie z torbą wypełnioną zeszytami,
mangami i filmami dla mnie oraz średniej wielkości pudełkiem.
Otworzyłam mu drzwi i wpuściłam go do środka. Do filiżanki
nalałam mu herbaty i podałam cukier. Nasypał sobie dwie łyżeczki
jak zawsze. Nic się nie zmienił chyba... I widząc mnie w papuciach
na nogach zaczął chichotać. Jak kiedyś.
- Nic się nie zmieniłaś
pod tym punktem. - powiedział, opanowując się i siadając z
filiżanką przy stole do herbaty na czarnym dywaniku.
Usiadłam naprzeciwko
niego z kolejną herbatką.
- Pod tym względem to
nie. - zachichotałam cichutko, moje gardło dawało o sobie już
powoli znaki, że wysiada. - Poczekasz chwilę? Dorobię herbaty...
czekanie na ciebie mnie znudziło i piłam ją litrami.
-Na królewicza się
czeka, nie pamiętasz? - powiedział, zanosząc się śmiechem.
Zeszłam po schodach z
imbryczkiem w dłoni, wstawiłam wodę i przygotowałam wszystko.
Czekałam tak przez chwilę oparta o blat. Otworzyłam szafkę w
poszukiwaniu czegoś słodkiego. Wyciągnęłam dwie paczki ciastek,
chipsy i żelki. Z lodówki wyjęłam cztery energetyki i postawiłam
je na tacy przy słodyczach, zostawiając miejsce na środku na
imbryczek. Wreszcie czajnik zagwizdał i zalałam torebkę wrzątkiem.
Postawiłam czajniczek na miejsce królewskie i ruszyłam na schody
do pokoju. Zapukałam i Yotaka otworzył mi drzwi.
- Matko, więcej tego nie
było...? - spojrzał zdziwiony na tacę, odbierając ją z moich rąk
i puszczając mnie do pokoju. Położył tacę na stoliczek i zdjął
z niej wszystko, rzucając ją gdzieś na moje biurko. - A jak tam
twój głos? Może lepiej będziesz pisać, by go nie nadwyrężyć...?
- spytał z troską.
- Nie trzeba... muszę
ćwiczyć, by nie zaniemówić... - powiedziałam szeptem.
- To może lepiej nie mów
za dużo? Wiesz, nie chcę byś się przemęczała czy coś... - po
czym od razu wstał i sięgnął do mojej szafki po kartkę i ołówki.
Odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, nic w moim pokoju nie
zmieniło miejsca ani o centymetr. Zdziwiło mnie, że do tej pory
pamiętał, co gdzie u mnie jest.
- Jak chcesz. - szepnęłam.
- To ja będę mówił na
głos, a ty będziesz pisać... tylko błagam, czytelnie. Czasem w
szkole było mi trudno cię doczytać. - powiedział z uśmiechem.
Sama zaczęłam się
cichutko śmiać. Pamiętałam to idealnie, gdy co chwilę mnie
trącał w podstawówce i pytał, gdzie podziała się ta czy tamta
litera, bo miał problem z rozczytaniem.
Wzięłam z jego ręki
kartki i ołówek, kładąc resztę na stolik. Zaczęłam kreślić
kanji jedno za drugim. Starałam się jednak częściej używać
słownego pisma, a kanji zastępowały poszczególne słowa. Wreszcie
oddałam mu zapisaną całą kartkę do rąk i zaczął ją czytać.
Z mimiki jego twarzy mogłam zauważyć, że nie jest to zbyt
czytelne, bo co chwilę drapał się po głowie i marszczył uroczo
nos.
- Więc mówisz, że się
rozstałyście, co? - powiedział wreszcie i spojrzał na mnie. - Nie
żebym miał coś przeciwko, ale to od początku był dziwny związek.
Ledwie przyszła do naszej klasy, a od razu uderzyła do ciebie. Nie
sądzisz, że to jest...no nie wiem....dziwne? - zaprzeczyłam ruchem
głowy. - No dobra.. To niby co się takiego stało, że już to
przerywasz po tych kilku miesiącach?
Zaczęłam zapisywać
kolejną kartkę, na której co chwilę pojawiało się coraz więcej
kropek, a pismo załamywało się. Z oczu pociekła mi pierwsza łza,
którą natychmiast starł z mojego policzka.
- Jeśli to dla ciebie za
dużo, to się nie zmuszaj...
Czy naprawdę był takim
kretynem? Chciałam wreszcie po tam długim czasie otworzyć się
przed nim, a on kazał mi się zamknąć z powrotem? Jaki był w tym
sens?! Ale mimo łez pisałam dalej. Wreszcie odłożyłam ołówek i
jeszcze raz zerknęłam na napisany chwilę temu tekst, sprawdzając
wszystko od gramatyki po ortografię. Stwierdzając, że jest w
porządku i powinien zrozumieć, podałam mu ją. Gdy czytał ją, w
jego oczach pojawiało się coraz więcej uczuć. Od uciechy, po
smutek i współczucie. Czułam się jakoby dziwnie, a zarazem
pusto. Wreszcie to komuś powiedziałam. Napisałam chyba wszystko,
co chciałam powiedzieć komuś od tych kilku dni. Co stało się u
Mai, jak było z moim wylądowaniem do szpitala. Wreszcie odłożył
kartkę na dywan i z trudem podniósł na mnie swój wzrok.
Początkowo starał się być silny, ale chyba jednak przegrał, bo
zaraz potem z jego oczu pociekł mały strumień łez. Przeszedł na
około stolika i przytulił mnie. Mocno. Czule. Jakby już nigdy nie
miał mnie z tego uścisku wypuścić. Nieśmiało uniosłam dłonie
z ramionami i lekko położyłam je na wysokości jego łopatek.
Usiadł z klęczek i pociągnął mnie za sobą, usadowiając na
swoich kolanach. Przytuliłam się do niego szczelniej, kładąc
głowę na barku.
- Nie sądziłem, że
nasza słodka Sorinozuka może okazać się taką szmatą... Mam
nadzieję tylko, że nic ci nie zrobiła, bo już bym biegł na nią
z nożem. - spojrzałam na niego zszokowanym słowem i zaraz pociekły
kolejne łzy. Nie chciałam jej stracić całkowicie, ale jednak jej
się to należało... - Póki mi nie powiesz, co mam robić, to nic
nie zrobię. Ale lepiej jednak przerwać tą komedię i naprawdę z
nią porozmawiać, bo siedzenie w miejscu i myślenie o tym nic nie
da. I ty akurat wiesz o tym doskonale.
Wypuścił mnie z uścisku
i wstał, wracając na swoje miejsce po drugiej stronie stolika.
Patrzył zawzięcie w okno, jakby czegoś szukał za jego szkłem.
Tymczasem ja siedziałam. Gapiłam się na niego. Nie rozumiałam
nic. Nad czym miałam się zastanawiać? Co dalej? Przecież wszystko
już skończono. Sama to skończyła. Zaczęłam otwarcie płakać,
ocierając łzy dłońmi, ale nic to nie dawało. Płyn lał się
jeszcze obficiej niż chwilę temu. Chciałam wstać, podejść do
niego i znowu się do niego przytulić. Jak kiedyś, gdy upadałam na
prostej drodze i tuliłam się do niego z nadzieją, że dzięki temu
ból minie szybciej. Nic jednak takiego teraz nie zrobiłam i
siedziałam na skraju dywanu, ocierając łzę za łzą. Wreszcie łzy
przestały cieknąć. Wzięłam się w garść i sięgnęłam po całą
miskę żelków. Wpychałam w siebie jeden za drugim. Robiło mi się
niedobrze od nadmiaru cukru. Praktycznie wymiotowałam. Ale nic to
nie dało. Yotaka nadal wpatrywał się w widok za oknem z coraz to
większą obojętnością w stosunku do mnie. Normalnie już by mi
zabrał miseczkę i kazał wypluć słodkości do sedesu, jak zawsze,
gdy byłam bliska zwrócenia posiłków z całego dnia. Zastanawiało
mnie, co się z nim stało przez te kilka lat? Nie był jednak taki
jak kiedyś. Coś się zmieniło. Zebrałam się w sobie, jednak
poszło to na marne.
- Yotaka...-zaczęłam
niepewnie, a on po prostu wstał.
- Gomenna, muszę już
iść. Trochę późno, a z rana muszę załatwić kilka spraw. -
założył bluzę i buty, a następnie wyszedł jak wszedł, czyli
przez taras.
Siedziałam osłupiała na
podłodze i patrzyłam pustym wzrokiem w jego plecy, znikające po
schodach, aż wreszcie rozmyły się całkiem. Wiedział, kiedy
pójść, żeby uniknąć trudnych pytań. A jednak kiedyś zawsze
odpowiadał mi na wszystko. Nawet dziś obiecał mi, że będziemy
rozmawiać do świtu, aż nagle po prostu wstał i poszedł z byle
jaką wymówką. Coś znacząco mąciło mi spokój wewnętrzny. Mój
przyjaciel z dzieciństwa diametralnie się zmienił, a ja tego nawet
nie zauważyłam, bo mnie przy nim wtedy nie było. Chciałam
dowiedzieć się teraz o nim jak najwięcej. Jednak w swoim stanie
nie mogłam za wiele zrobić.
Za oknem usłyszałam
plaśnięcie. Początkowo się przeraziłam i wyjrzałam za okno, ale
nic nie mogłam zobaczyć. Postanowiłam udać jednak brak
zainteresowania, choć zbliżyłam się do okna, próbując coś
dojrzeć. Nie udało mi się to jednak.
Podreptałam bliżej
stolika i nalałam do filiżanki herbaty, gdy w szybę ktoś zapukał.
Panicznie obróciłam się i wystraszonym wzrokiem próbowałam coś
ujrzeć w ciemności nadchodzącego poranka. Postać zdjęła czarny
kaptur z głowy, uwalniając spod niego długie włosy ciemnej barwy
i piękną twarz. Odłożyłam pośpiesznie dzbanek na stolik i
rzuciłam się otworzyć drzwi balkonowe. Rzuciłam się jej na
szyję. Tak bardzo mi jej brakowało, a zarazem chciałam się jej
pozbyć raz na zawsze z życia.
- Mai... -szepnęłam jej
do ucha i przycisnęłam do siebie.
- Hey... Mogę wejść....?
-szepnęła smutno i wypuściła mnie ze sztywnego uścisku.
Wpuściłam ją do pokoju
i zatrzasnęłam szybko drzwi. Mimo wszystko odczuwałam zimno, a na
zewnątrz nie było zbytnio ciepło jak na mnie. Opatuliłam się
ramionami i sięgnęłam po nieużywaną nawet filiżankę Yotaki,
lejąc do niej herbatę i podając potem porcelanę w dłonie
Sorinozuki.
Natychmiastowo odebrała
ją z moich rąk i upiła łyk. Na jej twarzy pojawiły się urocze
wypieki. Uśmiechnęłam się lekko. Zdawałam sobie jednak sprawę,
że po coś tu przyszła, a plask sprzed chwili musiał być jej
wyczynem, gdyż jej prawa dłoń była bardziej zaczerwieniona.
- Mai... -zaczęłam
cicho, ale przerwała mi.
- Chi, wiem, że chcesz mi
coś powiedzieć, ale pozwól mi zacząć pierwszej. - i to mówiąc
odstawiła filiżankę na drewno stolika oraz spojrzała mi prosto w
oczy. - Przyszłam tu, by cię przeprosić. Mam już dość tej
ciszy. Chcę nadal być z tobą. Mam nadzieję tylko, że wybaczysz
mi tamten wyczyn... To...nie miało tak być... Poniosło mnie...
Przepraszam, Chihiro...Ja...
Ale Mai nie mówiła tego
w moją stronę. Podobnie jak Kurama chwilę temu patrzyła w
horyzont za oknem. Irytowało mnie to coraz bardziej. Miałam tego
dość. Wstałam z podłogi i chwiejnym krokiem podeszłam bliżej
niej, by opaść ciężko przed jej obliczem. Uniosłam dłoń,
poprawiłam włosy, które wpadały mi do oczu. Odrzuciłam lekko
lewą dłoń w bok i wymierzyłam jej soczysty plask prosto w środek
policzka. Spojrzała na mnie zszokowana i przycisnęła dłoń do
bolącego miejsca. Nie widziałam jej wzroku. Świat zasłoniły mi
włosy, a ręka sama w sobie sprawiła mi nieznany do tej pory ból.
Pierwszy raz kogoś uderzyłam z wściekłości. Takiej szczerej.
Jednak w środku czułam się bardziej pusta niż wcześniej i miałam
ochotę zrobić to raz jeszcze. Ponownie uniosłam dłoń, lecz
opadła ona na jej bluzę i wraz za nią poleciała druga.
Przygarnęłam ją bliżej siebie tak, by bez wysiłku spojrzeć jej
prosto w oczy i pokazać swoją nienawiść zza zasłony włosów.
- Nienawidzę cię
teraz... Nienawidzę za to, co zrobiłaś i za to, czego nie
robisz... Mam już cię dość.... Zniknij z mojego życia i
najlepiej nie wracaj... -ostatnie zdanie powiedziałam już, gdy ją
puściłam. A raczej zrobiłam to szeptem, bo gardło bolało mnie
jeszcze bardziej po uderzeniu niż przed nim.
Tymczasem Sorinozuka
szybko wstała i opuściła mój pokój, zamykając za sobą drzwi
balkonu. Natomiast ja opadłam bezwładnie na dywan i zaczęłam
głośno płakać. Miałam gdzieś już, że ktoś mnie usłyszy. Nie
chciałam nikogo już więcej widzieć. W szczególności Sorinozuki,
która nie umiała mnie szczerze przeprosić, i Yotaki, który nie
umiał już ze mną szczerze porozmawiać i uciekł od trudnych
pytań. Nienawidziłam ich po równi. Tej nocy postanowiłam sobie
jedno. Zerwę z nimi wszelakie kontakty. Złapałam za telefon leżący
na biurku i wykasowałam ich mail'e i wszystkie wiadomości wraz z
rozmowami. Usunęłam wszystkie zdjęcia z nimi. Wszystko co mogłoby
mi o nich wspominać. Wreszcie wolna od wspomnień zgarnęłam z
łóżka poduszkę z kocem, przesunęłam stolik na linoleum i
ułożyłam się na dywanie. Płakałam coraz ciszej, aż wreszcie
zasnęłam, otulona włosami i granatowym kocem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz