poniedziałek, 2 września 2013

"Słodka czy kwaśna?" rozdział 4

„Nie jestem ideałem, ale dla ciebie się zmienię”

Fakt, nie bardzo wiedziałam, jak mam się w takiej sytuacji zachować. Pierwszy raz tak miałam, że ktokolwiek mnie kochał. Tym bardziej, że teraz okazało się, że pokochały mnie dwie osoby. Dla mnie to był jakiś cud. Nigdy nie spodziewałam się, że ktoś mi okaże uczucie, w szczególności tak silne. Że je odwzajemnię. Sny o księciu z bajki, które zawsze kończyły się w jednym miejscu pocałunku miały się nigdy nie spełnić, bo nie był mi pisany mężczyzna, a kobieta. Nie pomyślałabym, że owa miłość nadejdzie i usiądzie w ławce obok.
Nawet nie wiem, w którym momencie usnęłam. Gadałyśmy jeszcze o jakimś anime, które miało wyjść w kolejnym sezonie. Nie pamiętam. Po prostu usnęłam. Tak o. Szczęśliwe, że tym razem nie na zeszycie, a w łóżku otoczona jej ramionami. Nie wiem również, ile spałam, bo gdy się obudziłam było grubo po 11. Ponadto byłam totalnie zdezorientowana. Powinnam być teraz w szkole, by nie zawalić swojej frekwencji. Nawet Sorinozuka jakoś niezbytnio się tym przejęła, że jest 11 i powinnyśmy pisać karną kartkówkę z fizyki. Co ciekawsze, siedziała na łóżku obok mnie z lapkiem na kolanach i ot tak oglądała sobie w piżamce anime. Rozpoznałam od razu Black Rock Shooter'a, a raczej jego OVA.
-Dzień doberek, skarbie~ . - wynuciła radośnie, wyłączając lapka i stawiając go na półce obok łóżka, by mnie przytulić.
-Dobry... Nie powinnyśmy być w szkole...? - spytałam, nadal śpiącym głosem.
-Dzwonili z rana, że szkoła będzie dziś zamknięta. Wczoraj na zajęciach dodatkowych kółko chemiczne robiło jakieś eksperymenty i coś im chyba nie wyszło, bo zakazili szkołę. Do co najmniej wtorku mamy wolne. - powiedziała z uśmiechem.
-Um...Uhm...
-Cóż, skoro mamy tyle wolnego...to może coś porobimy..? Co proponujesz, skarbie? - wyszeptała, przyciskając mnie do siebie. - Może kino...? Albo jakaś kolacja..? Albo chociaż spacer? Nie chce mi się siedzieć w jednym miejscu do końca życia.
-Jak chcesz... Albo nie. Chcę na spacer. Ale w cosplayach. - powiedziałam po chwili z nadal zamkniętymi oczami wprost do jej ucha.
I jak zaproponowałam, tak godzinę później, po umyciu się, ubraniu, uczesaniu wigów i tak dalej, ruszyłyśmy na stację, gdzie od razu otoczyły nas ciekawskie spojrzenia. Fakt, nie na co dzień widuje się dwie bliźniacze Hinaichigo w shinkansenie. Tak więc prosto z pociągu wyszłyśmy w stronę ogrodu botanicznego. Przygotowane w aparat zrobiłyśmy sobie małą sesję zdjęciową. Co prawda większość zdjęć robili nam przechodni, którzy po prostu chcieli nas uwiecznić na kliszy, ale i tak było to jedne z najpiękniejszych popołudni jakie przeżyłam. Najpiękniejsze, bo spędzone z Sorinozuką.
Po udanym spacerze i wyklikanym tysiącu zdjęć, udałyśmy się w kierunku centrum, gdzie była jedna z naszych najbardziej rozchwytywanych maid latte. Powolnym krokiem, trzymając się za ręce, z uśmiechami na twarzach szłyśmy, rozmawiając o niczym, używając przesłodzonego głosiku Hiny. Wchodząc do kawiarenki, zrobiłyśmy większy tłum niż specjalny event lokalu, czyli dzień wróżek. Ledwie usiadłyśmy przy wolnym stoliku, a już otoczyło nas chyba z 20 osób, które chciały, byśmy dziś zjadły z nimi, powiedziały coś albo po prostu ich przytuliły. Nie wierzyłam własnym oczom. Nigdy nie czułam się tak wspaniale w pobliżu takiej ilości ludzi. Zazwyczaj omijałam takie miejsca. Wyjątkiem była szkoła, którą z nienawiścią odwiedzałam dzień w dzień.
Ze skrzętnie ukrytych głośniczków leciały nuty magicznych piosenek, głównie najsłodszych openingów i endingów. Muzyka idealnie pasowała do dzisiejszego eventu. Chociaż muszę przyznać, że bardziej od nas powinny robić furorę stroje kelnerek, a tymczasem cała uwaga skupiała się na nas. Wśród samej obsługi rozpoznałam kilka dziewczyn z mojej klasy. Wiedziałam, że pracują w takich miejscach, ale do tej pory wszystkie to ukrywały. W sumie, co za różnica kto gdzie pracuje? Praca w takim miejscu jest co najmniej przyjemna.
-Witajcie, słodkie elfy. Wśród naszego przepisu znajdziecie magiczne ciasteczka z nasion mocy oraz napój jednorożca, które słodko wam polecam. Może się skusicie, czarodziejki? - przesłodziła nam Naruko Akami, jakby chciała rzeczywiście wmówić mi, że naprawdę jest wróżką mimo wystających farbowanych włosów spod zielonej peruki.
-Skusimy się obie. - powiedziałyśmy razem i zaśmiałyśmy się idealnie jak dwie chibi Ichigo.
Nie wiem jak długo czekałyśmy na owe zamówienie, ale smakowało przepysznie. Samo ciasto okazało się co prawda budyniem między dwoma torami ciasta i posypane posypką, ale było cudowne. Ale czas nasz nadszedł i trzeba było się zmyć, bo im dłużej rozmawiałyśmy, tym więcej ludzi było wokół nas. Wreszcie udało nam się wydostać z maid latte tylnym wyjściem dla personelu. Fakt, nie powinnyśmy, ale nasi „fani” nie pozwalali nam nawet na załatwienie się w toalecie. Cóż, takie życie mają chyba jakieś sławne gwiazdy, a nie my, dwie byle jakie cosplayerki, które po prostu wyszły na ciastko. Co w nas takiego fajnego? Założyłyśmy tylko cosplay Hiny i od tego się zaczęło. Co w tym takiego super? Dobra, niezbyt często widać takie osoby, ale to było przegięcie. Chociaż...czułam się niezwykle...Wreszcie byłam zauważana. Nie jak w szkole, gdzie siedzę w ostatniej ławce i jedyne, co na mnie zwraca uwagę, to ostrzegawcze spojrzenie senseia tylko po to, bym wyłączyła lub ściszyła muzykę z mp3.
Więc gdy wreszcie przedarłyśmy się tylnym wyjściem i pod ukryciem w postaci worków na śmieci dotarłyśmy bocznymi uliczkami na piechotę do domu Mai. Trochę nam to zajęło, zwłaszcza że wściekły tłumek „fanów” nas śledził jak kot mysz. To dziwne, ale zarazem śmieszne. Mieć fanów, wielbić i zarazem ich nienawidzić. Być gwiazdą, a jednak woleć być samemu niż w tłumie.
W każdym razie... Dotarłyśmy balkonem do jej pokoju i praktycznie od razu opadłyśmy na łóżko  w dziwnej euforii całego dnia. Śmiałyśmy się przez jakiś czas, jakbyśmy dopiero wyszły z psychiatryka i wznowiła się choroba albo jak przestępcy, którym właśnie udał się napad na bank świata. Uwielbiałam jej śmiech. Był taki specyficzny. Jak Mai. Radosny, a jednak za ową radością kryło się coś przykrego.
-Na co tak patrzysz, Chihiś? - wyszeptała z uśmiechem. Pierwszy raz nazwała mnie tak słodkim zdrobnieniem i bardzo mi się to podobało. Chihiro. Chihi. Chi. Chihiś. Słodko. Wszystko, co mówiła do mnie, było przepełnione słodyczą, nawet jeśli były to słowa przez łzy.
-Na twoje usta. Kocham twój śmiech. Ot cały problem. - odpowiedziałam również z uśmiechem.
-Cóż...długo się już nim nie nacieszysz... - powiedziała nieco głośniej głosem przeszytym nićmi strachu.
-Nande...? - wyszeptałam o oktawę ciszej.
-Hmm... jakby ci to powiedzieć... Rozwodzą się.
Nie wierzyłam w to, co słyszę. Dobra, rodzice wszystkich osób jakie znałam mieli swoje gorsze dni i czas na kłótnię. Jej rodzice również czasem tak mieli. Faktycznie, ostatnio było to coraz częściej. Za każdym razem gdy wracała do domu, pisała mi, że chce  bym zabrała ją z tej budowli opartej na kłótniach. Że nie chce już tego słuchać. Nie dziwiłam się jej. Ale nie sądziłam, że w jej rodzinie jest aż tak źle. Rozumiem, nocowanie poza domem itd. Ale żeby od razu rozwód?
-To nie tak. - powiedziała, jakby słyszała moje myśli. - Kłócą się już od dwóch lat. Ostatnio, a raczej kilka dni temu, mama poszła zanieść tacie kolację do firmy, w której teraz zajął stanowisko. Przyłapała go z jakąś tam ich sekretarką. Jak się dowiedziałam od niej, to już niepierwszy raz, gdy tak się stało. Stwierdziła, że teraz ma już całkowicie tego dość. Pytała mnie, z kim bym chciała zostać ...
-Przepraszam.... - powiedziałam, zmieszana.
-Um, nic się nie stało. Nie mogłaś o tym wiedzieć, bo ci nie mówiłam. ­Chcę mieć cię jak najdłużej przy sobie. Nie chcę cię stracić...
-M...Mai...
-Nic nie mów. Chcę się tobą nacieszyć.- i złożyła swoje wargi na moich.
Jej pocałunki były delikatne. A przynajmniej na początku. Jej dłoń objęła moją głowę, ściągając z niej blond perukę o rzucając ją gdzieś w kąt. Druga tymczasem zajęła się rozpinaniem guziczków pod białym haftem, który otaczał moją szyję. Rozgrzane wargi zleciały po moim policzku aż do zagłębienia  szyi po prawej stronie. Zaczęłam cicho jęczeć. Musisz wiedzieć, że to był mój fetysz. Wszystko, co jej dotykało, napotykało cichy jęk. Piersi nie miałam za wielkich...duże B na małe C, które właśnie ujrzały światło dzienne, uwolnione od góry sukienki dzięki delikatnym dłoniom Sorinozuki. Jej wargi powędrowały do nabrzmiałych już sutków i zaczęły je namiętnie lizać.
-Jeśli to ma być ostatni raz, gdy cię widzę, to chcę mieć cię tylko dla siebie. - rzekła, dalej mieląc językiem po moich cyckach.
Nie bardzo rozumiałam, dlaczego to jest ostatni raz, ale nie miałam zbytnio czasu na rozkminianie. Jedna z jej rąk pieściła mi piersi, podczas gdy druga próbowała dostać się do moich majtek, omijając ściąganie sukienki. To już przestało mi się podobać.
-Mai...przestań..natychmiast... - wyszeptałam ledwie i podniosłam się z łóżka na zimną podłogę.
-Nie chcesz? Przecież mnie kochasz. Osoby, które darzą się uczuciem robią takie rzeczy. Dlaczego? - powiedziała, z jej oczu leciały już dwie małe kropelki łez.
-To nie tak, że nie chcę...to się dzieje...za szybko... Jeszcze...nie teraz...proszę...nie teraz... - wyszeptałam, pokonując szloch, ogarnęłam się szybko, zgarnęłam swoje rzeczy, założyłam wiga i uciekłam przez balkon.
Mai nawet nie próbowała mnie gonić. Zbiegając po schodach, obróciłam się na chwilę. Siedziała na łóżku i otwarcie płakała. Sam płacz słyszałam jeszcze na schodach. Z pośpiechu robi się różne rzeczy, między innymi nie zamyka drzwi. Chciałam, by za mną pobiegła. By mnie chociaż przytuliła. Wielbiłam, gdy była łagodna, słodka i robiła to z czułością. Nienawidziłam, gdy chciała czegoś natychmiast i robiła wszystko, by to zdobyć i nawet nie zwracała uwagi na to, że ktoś cierpi. Tym bardziej, że tą osobą, która ciągle cierpiała, byłam ja. Nawet gdy widziała moje łzy, to samo przytulenie według niej było wystarczającym pocieszeniem.
Nie spostrzegłam nawet drogi, aż znalazłam się pod drzwiami własnego domu. Z rozczochranym wigiem, podartą u dołu sukienką i przerzuconą ot tak przez ramię torbą, stałam jak mały bachor przed furtką i czekałam aż ktoś wyjdzie. Ktokolwiek. Stałam tak godzinę może więcej, aż otoczyło mnie światło samochodowych reflektorów auta rodzicielki. Nie odwróciłam się. Stałam tylko przed tą durną furtką i gapiłam się w ziemię. Pamiętam, że matka coś prawiła o mojej ucieczce. Że wielce się o mnie martwiła. Że ojciec dzwonił na policję, ale skoro chodziłam do szkoły, to olali całe wezwanie. Że Usui rozstał się z dziewczyną przez moją ucieczkę. Że chodzi smutny. Że nawet Yotaka się o mnie martwił. Że był tu. Że mnie szukał. Ostatnia wiadomość mnie uderzyła. Torba zleciała mi z ramienia na chodnik, prowadzący do drzwi wejściowych. Opadłam na kolana. Chyba nawet uderzyłam o jakiś kamień, bo poczułam cieknącą z lewej łydki krew. Usiadłam na piętach. Na uda zaczęły mi opadać pojedyncze łzy, które po chwili przeistoczyły się w dwa potoki. Przeniosłam dłonie z boków ciała na uda. Patrzyłam w nie tępo. Zginałam raz po raz. To właśnie te ręce uderzyły go wczorajszego wieczoru. Zaczęłam tego żałować. Ale też tego nie mogłam zrozumieć. On się o mnie martwił. Mimo że wczoraj tak go potraktowałam. Dałam całować, po czym uderzyłam i obróciłam się na pięcie. A teraz zamiast przepraszać go i błagać o przebaczenie, siedzę na chodniku i płaczę. Jest jedyną osobą, której zamartwianie się o mnie, potrafi mnie poruszyć. Jedyną, która o mnie dbała mimo wszystko. Która opatrywała moje rany za każdym razem, gdy wywracałam się na rowerze lub spadałam z najwyższej gałęzi.
Zapragnęłam znowu być dzieckiem. Tym dzieckiem, które lubiło się bawić. Tym dzieckiem, które miało przyjaciela. Tym, które nie chciało zostać same. Które zawsze miało przy sobie kogoś, komu mogło się wygadać ze wszystkiego. Kogoś, komu było potrzebne.
Teraz się od niego odwróciłam, bo nie wiedziałam, co za tą troską się kryje. Troska podszyta uczuciami, których nie byłam w stanie zobaczyć. Pragnęłam tylko odsunąć się od wszystkich. Wszystkich, którzy mnie odtrącili. I gdy wreszcie mi się udało, Kurama pojawił się na nowo. Fakt, nie pojawił się teraz, tylko 3 lata temu, wraz z początkiem liceum. Nie będę kłamać. Brakowało mi go. A raczej tego, że się o mnie martwił...
-Słyszysz, co do ciebie mówię, gówniaro!? - krzyknęła mi prosto do ucha rodzicielka, podnosząc mnie za materiał sukienki, która rozdarła się idealnie na barkach. - Za kolejną ucieczkę umieszczę cię w internacie! Nie pozwalaj sobie na zbyt dużo, bo i tak ci się nie uda!! To że w naszej rodzinie jest źle, nie znaczy, że możesz se ot tak wychodzić i wracać po dwóch dniach! Gdybym nie spojrzała na rozdarcia, to bym ci tego nie zarzuciła, ale jesteś szmatą! Z kim spałaś, co!? Pytam, z kim!!?
Nie miałam siły na kolejną kłótnię. Odepchnęłam ją od siebie, podniosłam torbę i wbiegłam do domu, prosto do swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz. Torbę porzuciłam gdzieś w drzwiach, rzucając ją w kąt. Sama stałam przez chwilę na środku pokoju. Z oczu leciały mi kolejne potoki łez. Zdarłam tkaninę z obu ramion. Byłam wściekła. Rozdarłam materiał na piersi. Różowa fala zleciała na podłogę, ukazując mnie nagą. Znowu tego dnia opadłam na kolana i znowu zaczęłam płakać. Tym razem już nie leciała mi krew z łydek, choć czułam jej zapach. Chciałam ją zobaczyć. Poczuć, że umieram. Że wreszcie robię coś, co powinnam.
Siedziałam w samej bieliźnie, gdy drzwi na taras się otworzyły i w ich framudze stanął Yotaka. Zaczerwienił się i przymknął drzwi.
-Ee...mogę...wejść...? - powiedział, stojąc bokiem do drzwi i patrząc gdzieś przed siebie.
Spojrzałam w tamtą stronę zdziwionym wzrokiem. Obejrzałam swoje ciało. Zapomniałam, że nie mam nic na sobie.
-Aaanoo.. Czekaj sekundę. - wstałam szybko i ze zmieszanym wzrokiem szukałam w szafie jakiejkolwiek większej bluzki. W końcu wyjęłam jakąś czarną z Shiro z Deadman Wonderland. Wspomnienia wróciły od razu. Koszulka, którą dostałam od Yotaki w dniu, w którym wrócił do Kyoto. Ta sama, którą wielbiłam od początku. Założyłam ją szybko na siebie i podeszłam do drzwi, otwierając je i wpuszczając go do środka z uśmiechem na ustach.
Wszedł trochę speszony, ale zaraz się otrząsnął. Usiadł zwyczajowo na brzegu łóżka, a chwilę później leżał już rozwalony na całej szerokości.
-Matko, jak długo mnie tu nie było.. - westchnął, unosząc się na łokciach i rozglądając po pokoju. - Przemalowałaś ściany...beze mnie. Kiedyś, jeszcze 6 lat temu, malowaliśmy na nich setki róż według twojego marzenia, a dziś mają nocne niebo. Zaznaczyłaś każdą konstelację czy jak? - wypowiedział z uśmiechem.
-Cóż, musiałam przejrzeć kilka książek o gwiazdozbiorach, ale się opłaciło. Wygląda jak powinno. Chociaż nim zrobiłam je w odpowiedniej odległości, musiałam je malować znowu na czarno miliony razy. - zaśmiałam się.
-Heh, i tak wyszło super. Wygląda...jak ty teraz. Róże by już ci nie pasowały.. - powiedział ciszej, patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem. - Co się z tobą dzieje..? - spytał zatroskany. - Zmieniłaś się...i to bardzo...Nie poznaję cię...
-Yotaka....
Nie spodziewałam się tego. Że przyjdzie tu po to, by mi również wypominać. Najwidoczniej kiedyś musiał nadejść czas, w którym powinnam komuś wreszcie się wygadać.
-Wiesz...To dlatego...że...nie daję sobie już rady...rodzice robią totalne piekło z niczego... -wyszeptałam między szlochami. - Nie radzę sobie już z tym...chcę mieć kogoś, kto mnie zrozumie...i nawet tak idealna Sorinozuka nie umie mi pomóc...dzisiaj...prawie się z nią rozstałam...nie chcę być z kimś, komu jestem potrzebna do spełniania byle jakich celów...nie mam siły, by być aż krzywdzoną...nie chcę być tak traktowana...
Przytulił mnie. Wstał, otoczył mnie ramionami i ot tak przycisnął do siebie. Przez chwilę stałam nieruchomo, aż wreszcie wtuliłam się w niego, przyciskając dłonie do jego pleców. Płakałam. Głośno i donośnie. Moczyłam mu bluzę, tą samą, którą podarowałam mu na jego powrót do Tokyo. Ten sam motyw Highschool of The Dead, który rysowałam palcem przez kilka dni, zanim zdecydowałam się zebrać odwagę i jedyne, co mi się udało, to zostawienie bluzy w pudełku na jego parapecie. I tak kolejnego dnia wpadł, by mi podziękować, już ubrany w ową bluzę. Uśmiechnięty jak zawsze..aż do teraz. Równe 10 cm od czubka mojej głowy słyszałam ciche łkanie. Łkanie mojego najlepszego przyjaciela, którego sama zostawiłam 3 lata temu, gdy nazwano mnie dzieckiem Oyashiro-samy.
-Nie chcę ci nic mówić, Chi, ale odkąd wyjechałem i znowu wróciłem, sam też sobie nie radzę. Nie widziałem cię przez 3 lata. Przez ten czas miałem trzy lub nawet cztery dziewczyny. Robiłem wszystko, aby być- na ciebie gotowym. Chciałem mieć cię kiedyś dla siebie. Ale...jak widać nie jest mi to dane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz