„Odnajdziesz mnie jeśli zechcę uciec?”
Nie chciałyśmy za bardzo iść od razu do mojego domu, ale nie miałyśmy wyboru, gdyż zostawiła u mnie wyłączony telefon. Wróciłyśmy pędem, szybciej od shinkasenu. Włączyła telefon, gdzie już czekały na nią wiadomości od rodziców. Natychmiast zebrałyśmy jej wyschnięte już rzeczy, zgarnęłam kilka niezbędnych rzeczy do „nerki” i ruszyłyśmy na stację, zostawiając karteczkę, że wychodzę do niej. Niedługo potem zjawiłyśmy się na progu jej domu.
- Tadaimaa~ - powiedziała przeciągle w drzwiach, widząc buty obojga ze starszyzny, których kłótnię było słychać w całym domu. - Przepraszam za nich.. - powiedziała do mnie smutna, że znowu muszę tego słuchać- .
- Prawdę mówiąc, to już się do tego przyzwyczaiłam w tym domu. - odparłam obojętnie.
Weszłyśmy do jej pokoju, zahaczając o lodówkę i zabierając z niej kilka puszek napojów. Tam rozsiadłyśmy się na jej ogromnym łóżku i przez chwilę przytulałyśmy, aż nie otworzyły się drzwi i do pokoju nie weszła jej matka.
- Oh, Chihiro, wybacz, nie słyszałam jak wchodziłyście... - powiedziała, trochę speszona. - Pomijając to... jak tam egzaminy, skarbie?
-Nadzwyczaj dobrze, ale na pewno nie tak źle jak w Ikebukuro. - powiedziała beznamiętnym tonem.
- Uhm... Słuchaj, razem z tatą również dzisiaj jedziemy do wujostwa, więc błagam cię, naładuj telefon. Możesz być nawet u Chihiro-chan, obyś tylko odebrała telefon. Nie jak dziś, gdy się do ciebie dobijałam.
- Wybacz, uczyłyśmy się. Tak, całą noc spędziłam u niej i od niej poszłam do szkoły. Nie opuściłabym egzaminu, nie teraz.
- Rozumiem... no to my wychodzimy. W lodówce macie jak coś curry od cioci, wystarczy je podgrzać- , w zamrażalniku są lody, natomiast w szafkach jakbyście chciały to są zupki. Poradzicie sobie. Jedynie będziecie musiały skoczyć do sklepu po picie, pieniądze zostawiam w misce na owoce w kuchni. Poradzicie sobie?
- Oczywiście, idźcie już, bo w końcu wcale nie pojedziecie. - powiedziała Mai ze zniecierpliwieniem. Wiedziałam, ze jej rodzice mają to do siebie, że mogliby dawać instrukcje wiecznie, patrząc na ich stanowiska, ale Sorinozuka nie miała zbytnio do tego cierpliwości.
Minęło może z pół godziny, gdy wreszcie opuścili posesję i zadzwonił mój telefon. Mama jak odczytałam z ekranu. Odebrałam od razu.
- Hai, oka-san?
- Gdzie ty się u licha podziewasz, młoda Saito?! Egzaminy chyba zakończyłaś już dawno temu! Powinnaś siedzieć w domu i czekać na nas, a nie szlajać się po całym Kyoto! - wykrzyczała mi do ucha.'
-Jestem u Sorinozuki, jak na karteczce... Przecież nic mi się nie stało...
-Nie obchodzi mnie, gdzie jesteś! Masz natychmiast wrócić do domu i bez dyskusji mi tu!
-Hai...już jadę... - zamknęłam klapkę telefonu, zwracając się do Mai. - Przepraszam.. Muszę wracać- .. Matka się już wściekła...
-Słyszałam, dość głośno. - powiedziała, posmutniała.
-Demo wrócę jeszcze dzisiaj, obiecuję. - powiedziałam, zgarniając „nerkę” i zostawiając na jej ustach słodki ślad miłości.
Zbiegłam po jej schodach, założyłam buty i bluzę, a następnie pobiegłam na stację. Prosto z shinkasenu poleciałam do domu, gdzie już na progu czekała na mnie wściekła mina rodzicielki.
-Rozumiem, że znalazłaś sobie przyjaciółkę, ale to nie oznacza, że wolno ci olewać- wizyty u lekarza, młoda Saito! - krzyknęła na powitanie. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, ile będziesz musiała czekać- na następną?! Cały miesiąc! Do tego czasu może cię coś dopaść i możemy nie zdążyć z badaniami!
-Uhm. - wymruczałam i poszłam w butach na górę prosto do pokoju.
Zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam je na klucz. Złapałam za torbę, przebrałam się, wpakowałam do niej świeży mundurek, bieliznę, piżamę, zeszyty i książki na jutro, piórnik, ładowarkę i kilka innych niezbędnych rzeczy i wyskakując z torbą na szyi przez balkon, ruszyłam tylną furtką na stację. Jeszcze kilka metrów dalej od domu słyszałam, jak matka dobija się do moich drzwi i jej potwornie głośny krzyk, gdy odkryła, że zwiałam z domu. Irytowała mnie, powinna to wiedzieć od dobrych miesięcy. Nigdy jej przy mnie nie było, gdy coś się działo. Nawet moja reputacja w szkole była dla jej osoby obojętna, póki do niej chodziłam. Co dopiero, gdy robiono mi cholerne pobieranie krwi i dla niej bardziej liczyły się wyniki badań niż fakt, że jej córka ma problemy z matematyką. Wówczas coś mi się przypomniało. Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i wybrałam numer Yotaki. Dobrze, że rozdawał numer całej klasie tego roku na rozpoczęciu i zdążyłam go spisać. Odebrał po pierwszym sygnale.
-Yotaka? Tutaj Chihiro. - powiedziałam beznamiętnie.
-Tak? Coś się stało? - spytał z lekka zmartwiony. W końcu nieczęsto ktoś do niego dzwonił spoza samorządu uczniowskiego.
-Moglibyśmy jutrzejsze korepetycje i każde następne odbyć w jakimś bardziej neutralnym środowisku?
-Pokłóciłaś się z rodzicami znowuż? - spytał prosto; znał mnie odkąd zaczęłam chodzić i razem bawiliśmy się w małej piaskownicy w jego ogródku.
-Taak... - powiedziałam smutno.
-To gdzie w takim razie chciałabyś je mieć? Mój pokój jest zawsze dla ciebie otwarty, pamiętasz o tym, prawda?
-To może być u ciebie skoro tak bardzo nalegasz. - powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie wśród tłumu na przejściu dla pieszych.
-To widzimy się jutro po lekcjach. Czekaj w szatni na mnie. Może mi się zejść jakieś pół godziny na zebraniu rady, okej?
-Spoko. To do zobaczenia w szkole. - i rozłączyłam się, nie czekając na słowa pożegnania z jego strony.
Wsiadłam do nadjeżdżającego pociągu i wysiadłam przystanek wcześniej. Chciałam się chwilę przejść, ochłonąć. Na dworze było jeszcze w miarę jasno, lecz mimo zbliżającej się zimy, ostatnie promienie słońca zostawiały poczucie chłodu. Otuliłam się szczelniej bluzą i ze skaczącą torbą zwisającą z ramienia podbiegłam aż do schodów na balkon Sorinozuki. Wspięłam się na schody, popchnęłam lekko otwarte drzwi i zdejmując w nich buty, zamknęłam je. Obróciłam się, rzucając torbę jak zwykle na wolną półkę obok jej torby i moim oczom ukazał się obraz śpiącej Mai pod kocykiem. Wyglądała tak słodko, że nie miałam serca, by ją budzić. Biedactwo nie spało tyle czasu. Nie dziwiłam się, że padła. Od kilku dni funkcjonowała tylko i wyłącznie dzięki energetykom.
Zeszłam na dół do kuchni i wyjęłam z jej lodówki curry, o którym mówiła ciocia, nałożyłam sobie i podgrzałam w mikrofali. Usiadłam do stołu i ot tak zjadłam, tymczasem nastawiając wodę na herbatę. Zrobiłam dwie, obie zielone posłodzone dwoma łyżeczkami białego cukru, jak lubiłam razem z Mai. Wstawiłam talerz i pałeczki do zmywarki, a następnie, wsadzając sobie dwie puszki coli w kieszenie bluzy, zaniosłam oba kubki z herbatą do pokoju mojej własnej prywatnej Shirayukihime-chan (tłum. Królewny Śnieżki). W końcu czekały na mnie lekcje z poprzedniego dnia, a jak obstawiałam i co się potwierdziło po sprawdzeniu zeszytu, Mai również ich nie odrobiła. Zostawiając oba kubki na biurku, usiadłam do niego i zajęłam się robieniem pracy domowej z japońskiego, matematyki i fizyki. Nie wiem ile czasu minęło. Wiem tylko, że gdy Mai się obudziła wreszcie ja sama już drzemałam na zeszytach z odrobioną pracą domową. Nie byłam przyzwyczajona do życia na energetyku i braku snu. Mój telefon pewnie ją obudził, bo dzwonił nieskończenie wiele razy i za każdym razem była to mama.
-Dobry wieczór, skarbie. - wyszeptała słodko wprost do mojego ucha, budząc mnie śladem ust na policzku.
Otworzyłam niepewnie powieki i przeciągnęłam się, łapiąc od razu za telefon leżący na biurku.
-Dzwonił setki razy. Chciałam odebrać, ale padła bateria. Podłączony do ładowarki. - powiedziała lekko zaspana.
-Arigatou. - wyszeptałam, ziewając.
Natychmiast włączyłam go i wysłałam matce wiadomość, by nie udawała, że chce mnie znaleźć, bo skoro do tej pory nie okazywała mi uczuć, to lepiej by teraz nie kłamała w tej kwestii. Okrutne? Może. Ale według mnie należało jej się. Byłam jej potrzebna tylko i wyłącznie, by na kogoś mogła krzyczeć (bo przecież na mojego idealne braciszka nigdy by nie mogła, przecież on się stara itd...) i by ktoś jej mógł zrobić herbaty. Jeśli miałyby to być jedyne powody, bym wróciła, to wolałam już się zabić.
-Coś się stało, że taka okrutna dla niej jesteś? - powiedziała, ciągnąc mnie na łóżko, na które posłusznie opadłam, zmęczona zadaniami, które ledwie dałam radę zrobić i przepisać również do jej zeszytów.
-Wkurzyła mnie...najbardziej tym, że liczyła się dla niej bardziej wizyta u jakiegoś tam lekarza od tego, czy jej córka jest cała i zdrowa. Jak mam być jej potrzebna tylko do wykrzyczenia się, to nie chcę żyć na tym świecie. Więc postanowiłam na kilka dni zniknąć-... Demo...mogłabym na te kilka dni u ciebie zostać..? - spytałam nieśmiało.
-Oczywiście, że możesz. - powiedziała, przytulając się do mnie. - Ale póki co, chodźmy spać. Widzę, że sama ledwie dajesz radę. Tylko pierw to pójdziemy się umyć. Mam nadzieję, że piżamkę w torbie masz? Nie miałam czasu jej przeszukiwać- , bo padał ci telefon i skupiłam się na szukaniu wyłącznie ładowarki.
-Pewnie że mam. Tą, która mi sama wybrałaś ze śpiącą Neliel. - powiedziałam, uśmiechając się.
-To świetnie. Idealnie wręcz, bo sama aktualnie w niej śpię. - powiedziała, podnosząc mnie i całując.
Chwilę później obie znalazłyśmy się w łazience, a raczej w pokaźnych rozmiarów wannie. Zmieściłyśmy się obie. Przytulałyśmy i całowałyśmy. Co prawda byłyśmy zmęczone na cokolwiek więcej. Szybko wyszłyśmy z wody i ubrane w takie same koszulki do spania, ruszyłyśmy do jej sypialni, gdzie nastawiłyśmy budzik na 6:30 i szybko usnęłyśmy, otoczone pluszakami i swoimi ramionami.
Z rana sprawnie przepakowałam swoją torbę, zostawiając na półce zbędne książki i pozostałe rzeczy, przebrałam się w jeszcze ciepły mundurek, który prosto po wstaniu wyprasowała mi Sorinozuka, zjadłyśmy śniadanie i w moich bluzach ruszyłyśmy w stronę stacji do szkoły.
Jak poprzedniego dnia rozdzieliłyśmy się w szatni i wspólnie weszłyśmy po schodach prosto do sali. Chwilę po nas zamknęły się drzwi i napotkał nas dobry humor sensei Akatsushi'ego. Poprowadził kolejne dwie lekcje matematyki, na których załapałam nowe oceny. Sam sensei patrzył na mnie oczarowany.
-Skoro tak dobrze idą ci korepetycje z Yotaką, to mogę cię już z nich zwolnić.- powiedział z uśmiechem, na co się lekko zaśmiałam.
-Przepraszam, sensei, ale nie było jeszcze ani jednego spotkania. Do egzaminu uczyłam się z pomocą Sorinozuki. Korepetycje z Yotaką mam dopiero dzisiaj.
-Rozumiem więc. Ale i tak jestem zadowolony z wyników ciężkiej pracy. Jednak chciałbym by do następnych testów korepetycje między tobą i Yotaką się odbywały, gdyż zapewne pomoże ci to w niejednym sprawdzianie.
Skończyłam zadanie, zabrałam swój zeszyt i wróciłam do ławki. Zaciekawiona, zerknęłam do niego i zamiast nakreślonych błędów, ujrzałam uśmiechniętą minkę narysowaną czerwonym długopisem z dopiskiem „oby tak dalej, Saito”. Ucieszyło mnie to. Nabrałam ochoty na naukę matematyki, lecz właśnie zadzwonił dzwonek i Akatsushi sensei opuścił naszą klasę, a chwilę później na jego miejsce przyszła Sakikuro sensei z lekcją biologii. Sam dzień spłynął powoli, ale nie mogłam się już doczekać spotkania w szatni z Yotaką. Chciałam jak najszybciej zaliczyć naukę matematyki i ruszyć prosto do pokoju Mai, by znowu m ją w spokoju przytulić i cieszyć się chwilami spędzonymi tylko we dwie.
Niecałe 20 minut po skończeniu lekcji, Yotaka przyszedł do szatni, gdzie czekałam już na niego, jak poprzedniego dnia na Sorinozukę. Ubraliśmy się szybko i ruszyliśmy na stację. W drodze do jego domu nie odzywaliśmy się za wiele razy. Spytałam jedynie jak czuje się ciocia i czy jego brat, Shin, dalej bawi się w spidermana, skacząc po wszystkich meblach jak kiedyś. To od razu wspomniało mi stare czasy, gdy Yotaka, a raczej Kurame-kun, był moim najbliższym przyjacielem z dzieciństwa. Gimnazjum spędziliśmy oddzielnie, bo wówczas pojawił się nagle jego ojciec i zabrał mi go do swojego mieszkania w Tokyo. Pisaliśmy do siebie dość często, aż w pewnym momencie nie odpisał mi. Dopiero, gdy przenosiłam swoje rzeczy do Liceum Gotei, spotkałam go na przystanku. Okazało się, że ojciec przegrał rozprawę o prawa rodzicielskie do niego i Shina i musiał zwrócić ich oboje matce, która już wtedy była ciężko chora. Szczerze mówiąc, to gdy jego ojciec zabrał go cioci, Yotaka-san stała się pijaczką. W alkoholu moczyła smutki aż któregoś dnia nie wylądowała w szpitalu na płukaniu żołądka. Trafiła na odwyk, skąd wyszła po dwóch miesiącach i ledwie wchodząc do domu, wylała cały alkohol do sedesu lub pooddawała po sąsiadach. Dobrze, że teraz już nie pije, bo gdyby nie odwyk, okrutny ojciec Kuramy nadal biłby go i jego młodszego brata.
Dotarliśmy do jego domu, otworzył drzwi przede mną, gdzie w przedpokoju powitał mnie mały spiderman i ciocia. Przytuliłam ich oboje na powitanie, zdjęłam wierzchnie okrycie i ruszyliśmy do pokoju Kuramy, który nie zmienił się ani trochę. Jak wcześniej miał wszystkie meble umazane zieloną farbą na wzór traw, które malowaliśmy razem, a ściany dalej przypominały niebo otoczone chmurkami i słońcem, na które zmarnowaliśmy kilka dni, by były idealne. Kiedyś uwielbiałam przebywać w tym pokoju, stał się moim drugim domem, aż do czasu, gdy wyjechał bez pożegnania. Wówczas myślałam, że się na mnie obraził. Ale prawda była na tyle straszna, że nawet jego matka nie miała serca by mi o tym powiedzieć i dowiedziałam się tego z maili, które wysyłał mi każdego dnia.
Usiedliśmy na jego łóżku i wzięliśmy się za matematykę, potem za chemię. W międzyczasie dowiedziałam się o nim to i tamto, że miał dziewczynę w Tokyo, że stał się bardziej towarzyski i tak dalej. Wypiliśmy może ze dwie szklanki herbaty, aż Kurama sam stwierdził, że skoro tak dobrze nam idzie to on nie widzi dalszego sensu korepetycji. Kumałam w mig. Nie musiał mi nic bardziej tłumaczyć. Wystarczyły mi definicje z książki i jego uzupełnienia, co jest czym i jak to przekształcić na m język mangowca. Nie było trudno, bo jak się okazało sam nim od jakiegoś czasu już był. X było liczbą odcinków anime, a Y rozdziałami mangi tej samej serii i gdy to przełożyliśmy, wyszło iż jeden odcinek anime odpowiada około 4 rozdziałom mangi. Dość dobrze nam szło, aż nie zadzwonił mój telefon.
-Hai? - odebrałam, słysząc westchnienie ulgi po drugiej stronie.
-Rany, już się bałam, że coś ci się stało. - powiedziała, uspokojona Sorinozuka.
-Jestem przecież u Yotaki na korepetycjach. Wybacz. Za maksymalnie pół godziny będę z powrotem. - i zamknęłam klapkę. - Cóż, na dzisiaj już koniec.
-Więc...jesteś z Sorinozuką... - powiedział niepewnie, choć brzmiało to bardziej jak pytanie.
-Cóż... tak... - potwierdziłam, czerwieniąc policzki.
-Jak myślałem... bo wiesz... ja...dużo o tobie myślałem...jak byłem w Tokyo.. - wstał i podszedł do szuflady w biurku, wyjmując z niego małe pudełeczko i podał mi je. - To dla ciebie...otwórz śmiało.
Otworzyłam wieczko i moim oczom ukazał się mały anioł, a raczej Kanade z Angel Beats!, natomiast mała pozytywka pod nią wygrywała nuty endingu owego anime. Słuchałam muzyki z drewnianego pudełeczka jakbym była na jakiejś operze.
-Arigatou gozamiasuu~ - zanuciłam, rzucając mu się na szyję.
-Proszę bardzo... wracając. Skoro jesteś z Sorinozuką...pewnie nie będziesz chciała tego przyjąć...
-Oj no, powiedz wreszcie o co chodzi. - powiedziałam z uśmiechem. Teraz wiem, że ten drobny gest na mojej twarzy był błędnie odebrany.
Zamiast powiedzieć, Kurama pocałował mnie. Pierw delikatnie, aż jego język rozdarł moje usta. Byłam w niemałym szoku, ale zamknęłam oczy i dałam się całować. Nie chciałam sprawić mu kolejnego bólu jak wtedy, gdy w wieku pięciu lat wyrzuciłam do śmieci jego samochodzik ze złości, by pokazać, że mi się nie podoba, po czym owy śmietnik zabrała śmieciarka i po samochodziku nie było ani śladu. Kurama wówczas płakał wylewnie i nie chciał się do mnie odzywać kilka dni, aż nie przyszłam i na przeprosiny nie kupiłam mu kolejnego samochodzika, który aktualnie stał w gablocie między figurkami One Piece i Naruto.
Kiedy wreszcie się ode mnie odkleił, uderzyłam go w policzek, zostawiając czerwony ślad swoich palców. Zebrałam swoje rzeczy i w pośpiechu wyszłam, rzucając cioci i brzdącowi ciche słowa pożegnania. Pobiegłam prosto na stację, wsiadając do zamykających się drzwi shinkasenu. Z oczu pociekły mi dwie łzy, które wytarłam wierzchem dłoni. Dlaczego wszystko musiało się teraz pokomplikować? Pierw nagła zmiana między mną i Sorinozuką, potem kłótnia z matką, a teraz jeszcze niespodziewane wyznanie Yotaki, którego nawet nie wypowiedział. W sumie pocałunek zrobił to za niego. Rany, jak ja mogłam być taka głupia i tego nie zauważyć? Całe liceum aż do tej pory przyglądał mi się uważnie na każdej lekcji i przerwie, widział, jak męczę się w samotności i w momencie, gdy wszystko zaczęło mi się jakoś układać, wkroczył jak zawsze nie patrząc na nic. Zawsze był bezwzględny na wszystko wkoło. Nienawidziłam tego w nim. Miał coś po ojcu, nie tylko oczy, które śmiały się mimo bólu. Tak samo jak jego ojciec miał gdzieś zdanie innych.
Ledwie przekroczyłam próg domu Sorinozuki, usłyszałam otwierające się drzwi jej pokoju. Sama jego mieszkanka zbiegła po schodach chwilę później, od razu otaczając mnie ramionami.
-Skarbie, co się stało? - wyszeptała z troską.
-Powiem zaraz...dobrze...? - powiedziałam między pociągnięciami nosem.
Weszłyśmy na piętro, gdzie w jej fioletowym pokoju powiedziałam sekunda po sekundzie, co się stało dzisiejszego popołudnia. Z każdą chwilą płakałam coraz bardziej. Przyznałam, że nie wiem, co teraz mam zrobić. Wiedziałam tylko, że muszę pogodzić się z matką i być z Mai. Ale co z Kuramą? Nie mogłam tego lekceważyć, wiedziałam, że będzie dążył do celu, nawet jeśli będzie to oznaczało moje cierpienie. Zawsze dostawał to, czego chciał i działo się to natychmiastowo.
-Musimy mu więc pokazać, że naszej miłości nie zniszczy. - powiedziała, otulając mnie ciaśniej ramionami. - Nie możemy uciekać. Musimy mu się postawić. Nie zabierze mi ciebie. Nie teraz, gdy dopiero co cię zyskałam. Może tak niektóre dzieci traktują złote rybki na festiwalu, ale ludzi tak się nie traktuje. Nie zabiera się ludzi z ramion do ramion w samolubnym czynie. Nie, jeśli ci ludzie się kochają.
-Hai... - powiedziałam, ocierając rękawem mokre policzki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz