Minął pierwszy miesiąc szkoły. Z dnia na dzień coraz lepiej dogadywałam się z Sorinozuką. Każde popołudnie spędzałyśmy albo w moim pokoju na obgadywaniu kolejnego anime albo u niej na szyciu kolejnego cosplayu. W szkole często siedziałyśmy razem na przerwach w klasie i ot tak gadałyśmy sobie o nowych bishach. Okazało się, że obie lubimy dosłownie te same serie, zespoły i czytamy te same książki. Nawet miałyśmy to samo zdanie o słodkiej Hinaichigo i Kanarii. Obie je wielbiłyśmy i coraz wymyślałyśmy nowe stroje na te lalki.
Któregoś dnia, gdy Sorinozuka była chora czym zaraziła i mnie, pod drzwiami mojego domu pojawił się kurier z przesyłką do mnie. Mimo opatulenia kocykiem zeszłam po schodach i odebrałam paczkę. Szybko pobiegłam do pokoju i rozdarłam opakowanie. W środku było pudełko mojej ukochanej Hinaichigo razem z nią samą, a do tego był słodki liścik „Kochanej przyjaciółce na zawsze, Mai”. Prawie natychmiast włączyłam laptopa i napisałam do niej maila z podziękowaniami. Sama też chciałam coś dla niej kupić, więc jak już tylko wyzdrowiałam, udałam, że ktoś do mnie przyjeżdża i nie możemy się spotkać, a sama ruszyłam na małe zakupy do CosplayLandu. Obszukałam chyba każdy cal sklepu, aż znalazłam to czego szukałam. Bez namysłu odnalazłam właściwe rozmiary i peruki w odpowiedniej barwie i rzuciłam się do kasy. Wracając do domu odwiedziłam papeterię i kupiłam wielkie różowe pudełko, które w domu ozdobiłam słodką czcionką. W środku złożyłam sukienkę z peruką i z niecierpliwością czekałam północy, kiedy to razem z pudełkiem wymknęłam się z domu w stronę stacji.
Wsiadłam do praktycznie pustego shinkasenu i pojechałam prosto pod dom Sorinozuki, a raczej pod jej balkon, do którego prowadziły schody. Wiedziałam, że rano Sorinozuka otworzy drzwi by się obudzić w pełni. Zawsze tak robiła, a przynajmniej tak mi powiedziała. Bezszelestnie weszłam po owych schodkach i zostawiłam różowe opakowanie ze strojem pod szklanymi drzwiami, by mogła je zobaczyć, po czym skradłam się z powrotem do płotu, przeskoczyłam przez niego i pobiegłam na ostatni shinkasen. Kolejny, który był opustoszały. Wysiadłam na swoim przystanku i wbiegłam po cichu do domu, prosto do swojego pokoju. Całą noc nie mogłam spać, nie mogłam się doczekać kolejnego dnia, czy raczej uciechy na twarzy Sorinozuki.
Wreszcie udało mi się zasnąć, dosłownie na 3 godziny przed pobudką. Z samego rana, jeszcze przed dzwonieniem budzika, wbiegłam do łazienki i szybko się umyłam i wyszykowałam do szkoły. Sprawnie spakowałam wszystkie zeszyty i książki, rysownik, który kupiła mi Sorinozuka w zeszłym tygodniu, piórnik i ruszyłam na dół na śniadanie. Cały dom był jeszcze spowity niesamowitą ciszą. Najwidoczniej jeszcze nikt nie wstał poza mną. Zjadłam szybko śniadanie, przygotowałam sobie bento do szkoły i zostawiając karteczkę na stole, wyszłam z domu. Spokojnym krokiem trafiłam do szkoły na 20 minut przed pierwszym dzwonkiem. Byłam prawie jedyna w klasie poza Yotaką, który jak zwykle już siedział z książką i powtarzał materiał. Może i nie gadałam z nim za dużo, ale lubiłam go. Jako jedyny umiał normalnie do mnie podejść i pomóc mi z zadaniem, gdy było mi to potrzebne. W końcu był przewodniczącym rady uczniowskiej w tym roku, musiał jednak nam pomagać. Ale był też jedynym poza Sorinozuką, który mi nie dokuczał i odpędzał resztę szkoły od mojej osoby. Dziękowałam mu za to setki razy, ale on zawsze to zlewał, twierdząc, że przecież to jego praca jako nadzorcy porządku Liceum Gotei.
Usiadłam spokojnie w ławce i sprawdziłam plan lekcji. Jak zwykle zaczynaliśmy matematyką, więc postanowiłam, że wreszcie może zajrzę do zadania domowego, by je sprawdzić. Z matmy nie byłam za dobra, ale jednak jakoś sobie radziłam. W końcu za jakieś dwa tygodnie mieliśmy mieć kolejne egzaminy. Przydałoby się pouczyć. Wszystko poza matematyką i chemią miałam w małym paluszku. Mogłabym poprosić Yotakę, by mi w tym pomógł, ale właśnie do klasy wpadła uradowana Sorinozuka.
-Arigatou, arigatouuuu~~! - wypiszczała, rzucając mi się na szyję. - Ten cosplay jest taki słodki! Rany, jak ja cię za to kocham! Jeszcze go nie przymierzałam, ale na pewno będę wyglądać w nim jak Hinaichigo!
- Nie ma za co. To takie podziękowanie za szóstą Rozen Maiden. - powiedziałam nieśmiało.
- To ma być podziękowanie? Aż tyle? Rany, teraz ja ci muszę coś dokupić... Tylko co... - zamyśliła się na chwilę, wyjmując z torby zeszyty. - Mam! Masz dzisiaj czas po szkole? Przejdziemy się w jedno miejsce. Wybierzesz co zechcesz. - powiedziała z uśmiechem.
- Hmm... Dzisiaj... W sumie chciałam się pouczyć- do egzaminów, ale dla ciebie czas znajdę zawsze.
Zadzwonił dzwonek i jakby nigdy nic klasa zamknęła się za plecami sensei Akatsushi'ego i zaczęła się kolejna nudna lekcja matematyki. Nie zauważyłam nawet kiedy wszyscy przyszli. Jak zawsze wszyscy stękali niemiłosiernie, gdy brał ich do tablicy. Wreszcie jego wzrok spoczął na mnie.
Wiedziałam, co to znaczy. Grzecznie wstałam, zgarnęłam zeszyt z ławki, zostawiłam go otwartego na jego biurku i wzięłam się za rozwiązywanie zadania przy tablicy. Wskazał mi kilka błędów w zadaniu domowym i poprosił, bym przyszła na chwilę po wszystkich lekcjach do pokoju nauczycielskiego. Potwierdziłam grzecznie, wzięłam zeszyt i z powrotem usiadłam do ławki. Przejrzałam zeszyt i ostatnie zadanie domowe. Oczom nie wierzyłam. Wydawało mi się, że zrobiłam je dobrze. Tymczasem moim oczom ukazały się czerwone kreski w każdym jednym podpunkcie. Wszystko miałam źle. Cóż, chyba jednak zbyt dużo czasu spędzałam z Sorinozuką zamiast na nauce.
Lekcje w końcu dobiegły końca i podenerwowana popełzłam pod pokój nauczycielski. Zapukałam cicho i weszłam do środka, od razu znajdując sensei Akatsushi'ego wzrokiem. Wskazał na mnie ręką bym podeszłą, co zrobiłam natychmiast.
-Ostatnio opuściłaś się strasznie w nauce, Chihiro. Jak tak dalej pójdzie to twoje test będą tak czerwone, jak dzisiejsze zadanie domowe. Dlatego, by podwyższyć- twoje oceny, poprosiłem Yotakę, by pomógł ci trochę w matematyce. Masz dzisiaj przy sobie chemię? Chciałbym i to zadanie zobaczyć- .
Posłusznie wyjęłam z torby zeszyt i podałam go nauczycielowi. Również wziął czerwony długopis i kreślił kreskę za kreskę. Znowu narobiłam błędów. Za dużo jak na jedno zadanie. Nie musiałam patrzyć na senseia, by wiedzieć, że zrobiłam masakryczne błędy.
- Chyba jeszcze poproszę go o pomoc w chemii... To twoje słabe punkty, zgadza się, Saito? - przytaknęłam skinieniem głowy, gdy za moimi plecami otworzyły się drzwi.
- Wzywał mnie sensei, prawda? Przepraszam za spóźnienie, spotkanie samorządu nam się przeciągnęło. - powiedział Yotaka i podszedł bliżej. - Więc o co chodzi, sensei Akatsushi?
- Cóż, owa dama, Saito Chihiro, potrzebuje pomocy w matematyce i chemii. - wskazał na moje zeszyty. - Przejrzyj ostatnie zadania.
Yotaka podniósł moje zeszyty z biurka senseia i obejrzał dokładnie zadania. Wreszcie odłożył je na biurko i przemówił.
- Oczywiście, że jej pomogę. To dla mnie nie problem. - powiedział, uśmiechając się do mnie.
- Dziękuję ci bardzo, Yotaka. Teraz oboje możecie odejść. Jutro rano chcę się dowiedzieć, kiedy będziecie się spotykać w sprawie korepetycji. Widzimy się jutro na...chemii, trzecia lekcja.
Oboje pożegnaliśmy się z nauczycielem i przed drzwiami pokoju belfrów ustaliliśmy spotkania. Czas padł na środy i piątki po lekcjach. Zawsze u mnie w domu. Nie przeszkadzało mi to, że akurat u mnie. Gdyby były u Yotaki, bałabym się cokolwiek powiedzieć. Zawsze tak miałam, gdy byłam u kogoś. Czułam się niestabilnie i z lekka przerażona. „A jeśli powiem coś nie tak?” zawsze sobie myślałam. Do tej pory zwiedziłam tylko dom Sorinozuki. Lekkość panująca w jej domu, działała na mnie kojąco.
Minęła chwila, Yotaka poszedł już dalej w swoich sprawach, a ja ruszyłam do szatni, gdzie czekała na mnie Sorinozuka na umówione włóczenie się. Pierwszy raz uśmiechnęłam się, że jest dopiero poniedziałek. Chcąc czy nie chcąc, musiałam jej powiedzieć o tych korepetycjach. Nie zareagowała na to najlepiej. Jednak obiecywałam jej mieć resztę czasu dla niej. Ucieszyła się. Wreszcie wyszłyśmy ze szkoły i ruszyłyśmy na przystanek przy szkole, skąd pojechałyśmy do centrum. Zaprowadziła mnie wręcz do raju. Wszędzie były figurki, mangi, gadżety i peruki. Moje oczy natychmiast stały się ogromne z radości.
- Wybierz, co chcesz i ile chcesz. Dzisiaj ja stawiam. - powiedziała z uśmiechem i przytuliłam ją.
Wbiegłyśmy do działu z figurkami. Było ich tyle, że trudno było mi się zdecydować. Sama tymczasem wybrała dla siebie figurkę Tobi'ego z Akatsuki. Idąc w jej ślady spojrzałam na figurki wkoło, aż mój wzrok napotkał Dead Master. Zgarnęłam ją z półki i wsadziłam do naszego koszyka obok Tobi'ego i Toshiro, którego wsadziła, gdy najwidoczniej nie patrzyłam.
Poszłyśmy dalej do mang, gdzie wepchnęła mi kilka doujinshi Kuroshitsuji, Bleach i tom specjalny Kaichou wa Maid-sama, mówiąc, że są one dla mnie. Cieszyłam się jak głupia, że ją znam. Uwielbiałam ją w tamtym momencie. Była moim aniołem, wróżką, duchem.
Przeszłyśmy do kolejnej alejki, tym razem wypełnionej pluszakami. Podeszła do małego zagłębienia i wyjęła z niego słodkiego pluszaczka Ulquiorry, którego tak uwielbiałam.
-Schowałam go tu specjalnie dla ciebie. - powiedziała, przytulając mnie i rzucając miśka do koszyka.
Po dobrych trzech godzinach łażenia po tym raju miałyśmy już pełny koszyk. Toshiro, Dead Master, Tobi, Ulquiorra, mangi, peruka Dead Master i jej kosa, zanpaktou Toshiro. Uwielbiałam Sorinozukę z każdą chwilą coraz bardziej. Przeszłyśmy się jeszcze po cosplayach, gdzie kupiła dla siebie Dead Master.
-Chcę się w tym pokazać na jakimś konwencie razem z tobą. - powiedziała uradowana.
Z pełnymi siatkami wróciłam do domu, w którym jak zwykle nikogo nie było. Nie zdziwiło mnie to. Ojciec coraz częściej zostawał w pracy na noc, brat od razu po dyżurze chodził do szkoły, a matka nocowała u koleżanek. Moja rodzina właśnie się rozpadała, jak to któregoś dnia stwierdził ojciec. Co w tym dziwnego? Matka nigdy nie miała czasu na nic, więc moim wychowaniem zajęły się opiekunki. Dla ojca zawsze liczyła się firma i jego syn, który kiedyś odziedziczy jego biuro. Po co więc zwracać uwagę na córkę, która chce być tylko mangaką?
Wspięłam się po schodach z siatkami, zgarniając z kuchni coś do jedzenia i kilka puszek herbaty. Rozłożyłam nowe figurki w gablocie, zanpaktou i kosę odstawiłam na zawieszenie umocowane do ściany, perukę ułożyłam na kolejnym manekinie, mangi rozłożyłam na półce w należytych miejscach, a Ulquiorra dostał specjalne miejsce na moim łóżku. Robiło się w tym pokoju coraz mniej miejsca. Do tej pory pamiętałam rozmowy z matką, że kiedyś się stąd wyprowadzimy do czegoś większego. Wówczas było mi to obojętne, bo wtedy nikt mnie nie lubił, dzieciaki mnie nienawidziły, wsypywały mi śmieci do torby, obrzucały wyzwiskami. Teraz miałam Sorinozukę i nie chciałam stąd odchodzić. Nie chciałam jej zostawiać. Zresztą nie przenieślibyśmy się gdzieś w środku roku szkolnego. Jestem tego pewna.
Włączyłam laptopa i od razu sprawdziłam pocztę. Mail od Sorinozuki. Jej rodzice pojechali gdzieś, nie wrócą na noc, chce bym przyszła na noc. Dzwonię do mamy, dowiaduję się, że i ona nie wróci, ale czy chcę czy nie, mam siedzieć w domu. Odpisałam Sorinozuce, że i u mnie nikogo nie będzie, więc może przyjechać do mnie. Napisała mi tylko, że spakuje się i idzie na stację. Jakoby nie patrzeć jutro będzie wtorek i musimy iść do szkoły. Byłam ciekawa jej piżamy, jak wygląda podczas snu, jak będziemy spać.
Niee, musiałam się otrząsnąć. To tylko przyjaciółka. Może i jesteśmy obie homoseksualne, ale to jeszcze nic nie oznacza! Chociaż może... Od jakiegoś czasu zaczęłam czuć się przy niej inaczej. Jakby to nie była zwykła przyjaźń. Usui twierdził, że kiedy przyjaźń jest czymś poniżej, to jej miejsce zajmuje silniejsze uczucie, które nazwał miłością. Ale czy to na pewno to? Stwierdził również, że jak się kogoś kocha to ciągle się o tej osobie myśli. Fakt, ostatecznie często myślałam o Sorinozuce, gdy nie byłam blisko niej. Spędzałam czas na myśleniu, co zrobimy kolejnego dnia, co jej powiem, co pokażę. Może jednak to jest miłość...?
Rozmyślenia przerwał mi dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach i otworzyłam je, a moim oczom ukazała się przemoczona do suchej nitki Sorinozuka. Za jej plecami zdążyła rozszaleć się już okazała burza. Szybko wepchnęłam ją do środka, gdyż drzwi wejściowe od zewnątrz nie posiadały daszka. Sprawnie ściągnęła buty wraz z mokrymi skarpetkami i bluzą oraz podała mi lekko przemokniętą torbę. Przyjaciółkę usadziłam w kuchni w towarzystwie czajnika gotującego wodę na herbatę. Tymczasem zniknęłam w łazience na dole i powiesiłam jej ubrania wraz z torbą na wieszakach i spinaczach, by do rana były suche. W przeciwnym razie mogłabym pożyczyć jej swój mundurek, który na wszelki wypadek kupiłam w duecie. Przecież byłyśmy tego samego wzrostu i nasze ubrania były tego samego rozmiaru, o czym świadczył fakt, że pożyczałyśmy sobie cosplaye.
Gdy wreszcie zawiesiłam mokre rzeczy i włączyłam grzanie, wróciłam do kuchni, skąd już dobiegł mnie gwizd z czajnika. Lecz nim zdążyłam do niego dotrzeć, Sorinozuka już zalewała herbatę. Mimo wszystko, gdy byłam chora to się mną zajmowała i musiałam jej powiedzieć, gdzie co jest, by nie szukała po wszystkich szafkach.
Podeszłam do niej i przejęłam czajnik oraz dolewając wody do kubków. Wyciągnęłam również jeden dla siebie, wsypałam do niego łyżeczkę zielonej herbaty i zalałam wrzątkiem. Następnie obie usiadłyśmy przy stole i przez chwilę w zupełnej ciszy piłyśmy herbatę. Wreszcie po niezręcznej ciszy, Sorinozuka przejęła kontrolę nad tokiem rozmowy.
-Nie rozumiem, dlaczego zostawili mnie samą na noc... Wiedzieli, że jutro mam ważny egzamin... - powiedziała ze smutnym tonem. Faktycznie, jej rodzice zawsze byli w domu, bo mieli w nim własne gabinety jako pani prawnik i pan architekt. Nigdy ich nie opuszczali pod byle pretekstem odwiedzenia kogoś, a z tego co kiedyś mówiła mi Sorinozuka, jej rodzina nie miała tu zbyt wiele znajomych poza kuzynostwem, którego nie cierpieli.
-Rzeczywiście to dziwne. A co do tego egzaminu i faktu, że już tu jesteś... Pomożesz mi z matematyką? Z Yotaką widzę się dopiero w środę... - powiedziałam z lekka nieśmiało. Rzadko się zdarzało, bym prosiła ją o pomoc.
-Pewnie. Sama też nie rozumiem kilku rzeczy to pomożemy sobie nawzajem. - powiedziała z uśmiechem. - Ale póki co, do torby spakowałam twoją bluzę, którą mi pożyczyłaś za pierwszym razem, pamiętasz? Chciałam ci ją wreszcie oddać. Uprana i wyprasowana, chociaż dzisiaj zlało ją na nowo.
-Pamiętam. Mogłaś ją zachować. Chociaż dziękuję, że o tym sobie przypomniałaś. Mama już mi kilka razy wspominała, że dawno jej nie widziała i się martwiła, czy jej nie wyrzuciłam, bo przecież „to była taka dobra bluza”. - powiedziałam, śmiejąc się.
Minęło może pół godziny takiego paplania o niczym. Na powrót wstawiłam wodę, tym razem na kawę dla nas na całą noc. Mimo wszystko kolejnego poranka już od pierwszej lekcji aż po czwartą mieliśmy mieć egzaminy jak co miesiąc. Japoński, matematyka, przyrodniczy, humanistyczny i z angielskiego. I to wszystko w zaledwie 4 godziny. Nie mówię, że okropnie radziłam sobie z nauką, ale teraz bardzo przydałaby mi się pomoc Yotaki, zwłaszcza że zaniżałam średnią klasy z matematyki.
Wreszcie woda zagotowała się, zrobiłam nam cały dzbanek kawy, wzięłam mleko z lodówki i cukiernicę i powędrowałyśmy na górę. Co prawda zeszyty Sorinozuki były z lekka przemoczone i większość tuszu się rozmazała, ale nie miała problemów, by go odczytać. Przez pół nocy pomagałam jej przepisać każdy jeden zeszyt, który uległ zmoczeniu podczas deszczu. Szczęście, że miałam w szafce kilka zapasowych, bo jutro notatki były niezbędną pomocą w przerwach między przerwami. W szczególności że połowy tematów z tego miesiąca nie umiałam przyswoić...
Gdy tak siedziałyśmy w moim pokoju, słuchając muzyki, przepisując zeszyty Sorinozuki i powtarzając informacje z tego miesiąca w szkole, na dworze zaczęło już powoli świtać. Wskazówki mojego zegarka z motywem Lucky Star, który wisiał nad drzwiami pokoju, wskazywały już 5:20. Zadziwiające, że w ciągu tych 7 godzin z kawałkiem udało nam się spisać wszystkie zeszyty i powtórzyć znaczną część materiału. Obie padałyśmy z bezsenności, w szczególności Sorinozuka, która w ostatnich tygodniach kiepsko sypiała pod presją kłócących się rodziców, które lepiej utrzymuje rodzinę. Współczułam jej z całego serca, ale sama też miałam podobną sytuację rodzinną. Starszyzna Saito co chwilę obarczała się kolejnymi zdradami. Okazało się, że mama sypia często z klientami większych zamówień (których ostatnio miała pod dostatkiem), a tata ciągle przyciąga do siebie jego dwie ukochane sekretarki i na tej samej kanapie, na której siedziałam kiedyś ja i obrywałam kazania, teraz kocha się w euforii trójkącika. Nawet nie chciałam sobie tego wyobrażać. Sam onii-san nie był lepszy. Co noc przychodził coraz to bardziej schlany. Raz przypadło mi zadanie wejść do jego pokoju i obudzić go na poranne zajęcia, gdy spod pościeli wyłoniły się długie ciemne włosy wraz z dodatkową parą stóp. Oczywiście, pamiętałam że ma dziewczynę, ale o ile pamięć mnie nie myliła owa Satsuki farbowała włosy na granatowy lub fioletowy kolor. Tymczasem piękność w łóżku wyraźnie miała je czekoladowe, jaśniejsze trochę od Sorinozuki. Ale jako dobra siostra musiałam zadbać, by dziewczyna brata się o tym nie dowiedziała.
Kolejne rozmyślania nad rozwalającą się rodziną przerwało mi ziewnięcie siedzącej obok mnie przyjaciółki. Pod oczami zrobiły się jej cienie, a same białka pokryły czerwone żyłki. Nawet jej skóra wyglądała na zmęczoną. Co w tym dziwnego. Biedactwo pewnie nie spało porządnie od kilku dni.
-Raajciu~... Jestem taka zmęczona... - spojrzała na zegarek. - No ale teraz to na pewno nie pójdę spać, bo nie wstanę do szkoły... - powiedziała między kolejnymi ziewnięciami.
-Wiesz... niby możemy pójść spać na tą godzinę.. ale to się nie opłaci, bo będziemy jeszcze bardziej zmęczone. - powiedziałam, zarażona jej ziewnięciami.
-Kawa coś mało daje... Dobrze, że przewidziałam sytuację. Zaraz wracam. - po czym wyszła z pokoju i wróciła do niego po chwili z dwoma puszkami energetyków. - Niezbyt dobre, ale pomagają się obudzić- . - i podała mi jedną puszkę.
Bez oporów otworzyłam ją i pociągnęłam spory łyk, który natychmiast przyniósł mi dawkę energii. Szczerze mówiąc, to pierwszy raz piłam taki napój. Mój brat używał ich często, ale nigdy mnie nie częstował, twierdząc, że „dalej jestem małym brzdącem, który powinien pić mleko, by wreszcie urosnąć”. Już wtedy był okropnym zboczeńcem, patrzącym u dziewczyn w tylko jedno miejsce.
-Od razu lepiej . - powiedziała Sorinozuka, przeciągając się po którymś z kolei łyku.
-Arigatou, Sorinozuka-chan. - powiedziałam z uśmiechem. - O wiele mi lepiej.
-W ogóle to nie chcę ci nic mówić, ale mam na imię Mai, pamiętasz to jeszcze? Proszę, zacznij tak na mnie mówić, Chihiro-chan. - powiedziała, zniesmaczona i ze zirytowanym wzrokiem.
-H-Hai... Mai... - wyszeptałam lekko nieśmiało. Pierwszy raz wypowiedziałam czyjekolwiek imię i po raz pierwszy dostałam takie pozwolenie. Nawet na brata nie mówiłam po imieniu, bo wówczas mówił, że jestem tylko bękartem i nie mam zezwolenia na takie słowa.
-O wiele lepiej. - wyszeptała mi prosto do ucha i przytuliła mnie, zostawiając na moim policzku ślad swoich warg.
Zdziwiło mnie jej zachowanie. Do tej pory tylko na powitanie stosowałyśmy pocałunki w policzek, a przytulanie stało się praktycznie nieodłącznym elementem naszego czasu spędzonego razem. Następnie zrobiła coś, co kompletnie mnie zaskoczyła. Podtrzymując moją brodę dwoma lub trzema palcami, przekręciła ją w swoją stronę tak, bym mogła spojrzeć w jej błyszczące prawie czarne oczy i niespodziewanie pocałowała mnie prosto w usta. Był to mój pierwszy pocałunek. Fakt, nie umiałam się całować i jedyną rzeczą, na której zostawiałam ślady warg, były pluszaki i ekran laptopa w chwilach pojawienia się ukochanego bisha. Tymczasem usta Mai zachowywały się, jakby robiły to już nie pierwszy raz. Oddałam się temu czynowi z jak największą zaciętością, gdy jej usta oderwały się od moich.
-Wiesz, Chihiro...jest coś, co dręczy mnie od pierwszego dnia, gdy się poznałyśmy...podobasz mi się..nawet mogę powiedzieć ze spokojem, że jest to coś więcej niż tylko przyjaźń... Nie chcę cię zapeszać czy coś z tych rzeczy, ale... kocham cię, Chihiro... już nie od kilku dni, a od całych trzech tygodni... Długo spędziłam na myśleniu o tobie i o prawdziwym uczuciu... Nie nalegam, byś odwzajemniła t...
-Mai, też cię kocham. Do tej pory nie umiałam ci tego powiedzieć, bo nie byłam pewna, co ty czujesz do mnie. - powiedziałam z siebie jednym tchem, przerywając jej wyznanie. Nie umiałam już z tym dłużej wytrzymać. - Również wiem to nie od dziś. Już jakiś czas temu zastanawiałam się, co tak naprawdę jest między nami. Za przyjaźń nie mogłam tego wziąć, bo wskazywało na coś więcej. Bałam się, że mnie odrzucisz. - ostatnie słowa wyszeptałam już między dwoma strużkami łez, cieknącymi po moich policzkach.
Z głośników popłynęła idealnie wpasowująca się w nastrój piosenka Aimer „Rokutousei no Yoru”. Jej obecność dała mi jeszcze więcej odwagi, by wreszcie wypowiedzieć na głos, co tak naprawdę się dzieje we mnie. Lecz nie tylko mi dała odwagi. Sorinozuka, oh przepraszam, Mai poczuła również to samo, gdyż przytuliła się do mnie natychmiastowo po kilku nutach. Moje ręce jakby podświadomie powędrowały do jej pleców, przyciskając ją bliżej do mnie. Trwałyśmy tak chwilę, aż jej wargi przemówiły prosto do mojego ucha po prawej stronie.
-Nie chcę nalegać, ale... będziesz ze mną...? - spytała, a po mojej koszulce pociekła jedna z jej łez.- Nie chcę czekać już dłużej w samotności na tą jedną jedyną, gdy czuję, że jesteś nią ty, Chihiro.
-Przepraszam, Mai... - wyszeptałam, również płacząc i odsuwając ją od swojej piersi; owa sytuacja zaczęła mnie przerastać.- Fakt, kocham cię, do tego się przyznam. Ale... ta sytuacja mnie przerasta... ja...muszę to wszystko przemyśleć... przepraszam... - powiedziałam cicho, ocierając łzy z policzków.
-Rozumiem...mogę poczekać... nie chcę ci się narzucać... sama też mam ciężko z rodzicami, ale ty masz jeszcze gorzej... - powiedziała, wymijająco.
-Nie, poczekaj. Nie o to mi chodziło. Mam gdzieś, co powiedzą na to rodzice, czy z którym z nich zostanę, jeśli będą się rozwodzić. Miałam na myśli to, co dzieje się między nami... nie spodziewałam się, że i ty to czujesz...to zmienia wszystko... chcę z tobą być, ale... nie wiem.. po prostu chcę to przemyśleć- ... fakt, jest to spełnieniem moich marzeń... chcę to przemyśleć na nowo... do tej pory wyobrażałam sobie tylko, że jesteśmy przyjaciółkami...
-Rozumiem... jak mówiłam, mogę poczekać... tylko... nie będę teraz wiedziała, jak mam się zachować po tym, co powiedziałam ci dziś... może... póki się nie namyślisz... zachowujmy się jak wcześniej...? Jak dwie przyjaciółki...
-Hai...tak będzie najlepiej.. - powiedziałam, chcąc zakończyć już ciężkawą dla mnie rozmowę.
Uczucia nie były moją mocną stroną. Nigdy nie mówiłam nikomu, co tak naprawdę do niego czuję. Nawet rodzicom odkąd byłam mała nie mówiłam „mamo, tato, kocham was”, a brata nie nazywałam kochanym. Nie odczuwałam, że tak jest. Zresztą po co miałam to okazywać, skoro i oni tego nie pokazywali?
Przytuliłam się do Sorinozuki. Nie umiałam patrzeć, jak płacze. Płacze przeze mnie. Tym bardziej, że był to pierwszy raz, gdy widziałam ją w takiej sytuacji. Wiele razy, gdy byłam u niej w domu, widziałam, ze jest bliska łez, ale nigdy ich nie okazywała. Nie przede mną. Może i chciała udawać silną, ale mi to mało z tego było. Mogła kryć się pod najtwardszą maską, ale pewnie owa maska i tak by pękła, ukazując, co jest pod spodem pokrywy. Najwidoczniej nadszedł ten dzień, czy raczej świt, by to ukazać. Maska pękła akurat przede mną. W momencie, gdy powinna to zrobić.
Póki nie zadzwonił budzik, który naturalnie budził mnie do szkoły, zdążyłyśmy się obie umyć, ubrać, wyczesać i wsadzić wsuwki we włosy według już naszej zasady. Obie wkładałyśmy czerwone wsuwki na krzyż. Był to nasz znak przyjaźni. Ale czy teraz nie przejdzie on do przeszłości? To co jest między nami stało się przecież czymś znacznie większym. Urosło.
Następnie obie spakowałyśmy do mojej „nerki” jedynie czarne długopisy, gdyż tego dnia miałyśmy tylko te przeklęte egzaminy i z reszty lekcji byliśmy zwolnieni, a torba Mai nadal nie wyschła. Później zeszłyśmy na dół do jadalni, zrobiłyśmy dobie śniadanie i jakby nigdy nic wyszłyśmy z domu do szkoły. Na zewnątrz robiło się już powoli zimno, więc obie byłyśmy w bluzach. Co prawda w moich, ale nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Byłam ucieszona, że mogę się jej na coś przydać.
Gdy wreszcie przekroczyłyśmy próg szkoły, rozeszłyśmy się do swoich szafek w szatni i chwilę później spotkałyśmy się już bez bluz i w szkolnych fioletowych trampkach przed schodami na wyższe piętro. Wspięłyśmy się po nich aż na właściwe piętro i pomaszerowałyśmy wprost do naszej klasy. Wyjęłam oba nasza długopisy, podałam Mai jej i usiadłyśmy otoczone uczniami z nosami w notatkach. Nawet ten idiota Serinota przeszukiwał notatki z głośnymi westchnieniami. Najwidoczniej na tych egzaminach on miał być tym z najniższymi wynikami, nie ja.
Drzwi sali zatrzasnęły się i do klasy weszła sensei Miketsuro, która jak zawsze była prowadzącą naszych egzaminów, które trzymała w ręce i trzasnęła na biurko. Zgodnie z regulaminem, rozdała nam je i czekała aż do równej 8:00 z rozpoczęciem egzaminu. Mieliśmy równe nieprzerwane cztery lekcje na rozwiązanie 5 testów o długości co najmniej 30 zadań na każdy. Jak zwykle miałam problemy z częścią matematyczną, ale poradziłam sobie nadzwyczaj dobrze. Wszystko wydawało mi się zrozumiałe, a przynajmniej takie się zdawało, bo większość moich myśli zajmowała Mai niż obliczenie iksa z igreka.
Jak za każdym razem skończyłam jako jedna z pierwszych, a dokładniej jako szósta, po dwóch godzinach i kilku minutach. Oddałam pracę sensei Miketsuro i wyszłam z sali prosto do szatni, gdzie usiadłam na ławce i czekałam na Sorinozukę. Obiecałam jej, że poczekam. Za długo nie musiałam, bo po półgodzinnym wpatrywaniu się w równe rzędy szafek, pojawiła się przed moimi oczami z obwieszczeniem, że i ona jest gotowa, by opuścić ten budynek. Sprawnie się ubrałyśmy i wyszłyśmy przed drzwi. Dopiero gdy przekroczyłyśmy mury Liceum Gotei, odezwałam się.
-I jak ci poszło? - spytałam standardowo.
-Ano jakoś... Kiepsko z biologią, ale raczej nie tak źle.. A tobie, Chihiro?
-Chemia była dla mnie koszmarem.. Matematyka również, ale zdawało mi się, że to umiem. Wszystko dzięki tobie i nocnemu uczeniu. - powiedziałam, przytulając ją.
-Heej~ jesteśmy w publicznym miejscu. - oprzytomniła mnie. - I od kiedy to jesteś taka wylewna w uczuciach, co?
-A tak jakoś... Pół egzaminu spędziłam na myśleniu o powstałej sytuacji między nami i... tak, zgadzam się, Chcę być z tobą, Mai-chan. - powiedziałam, uśmiechając się.
Nie wierząc własnym uszom poprosiła mnie o powtórkę. Powiedziałam więc to ponownie i jeszcze raz, a na koniec wyznałam jej wreszcie, że ją kocham. Co prawda wszystko zaledwie kilka kroków od szkoły, ale nie bardzo o to dbałam. Przytuliłyśmy się ściśle. Śmiech Mai był przepełniony radością, której tak bardzo mi brakowało tego wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz