"Kim jest ta obok
mnie?"
Budzik niemiłosiernie
przerwał kolejny piękny sen, który jak zawsze zakończył się na
pocałunku z księciem z bajki, któremu najwidoczniej nie było to
pisane. Jakby moim przeznaczeniem nie był mężczyzna. Może
kobieta? A kto to wie. Zresztą nigdy zbytnio nie interesowałam się
chłopakami. Odrzucali mnie swoim zachowaniem i skrajnym zboczeniem.
Żadnego nigdy w swoim 16-letnim życiu nigdy nie miałam, głównie
ze względu na to odrzucenie. Szczerze mówiąc, to bardziej
interesują mnie dziewczyny. Nie wiem, dlaczego. Może dlatego, że
sama nią jestem? Kto by o to dbał.
Gdy wreszcie udało mi się
usiąść na skraju łóżka i wyłączyć budzik, zerknęłam na
zwisający z wieszaka nowy fioletowy mundurek Liceum Gotei, który
odebrałam tydzień temu z sekretariatu. Co prawda bycie w ostatniej
klasie tego durnego liceum, którego miałam już po uszy, powinno
dać mi do myślenia, co będzie dalej się ze mną działo. Cała
moja klasa wiedziała już, co chce robić i kim być, tylko ja jedna
jak zawsze pozostałam niezdecydowana. No bo co to za przyszłość,
w której grozi ci odziedziczenie firmy przedsiębiorczej własnego
ojca, gdy tak na dobrą sprawę rządzenie ludźmi i liczenie
pieniędzy naprawdę cię nie interesuje ani trochę? Moim marzeniem
było zostać antropologiem, nie jakimś tam szefem w jakimś tam
wieżowcu na śródmieściu Kyoto. Jaka w tym zabawa być kimś, kim
się nie chce? Owszem, kiedyś mówiło się córce „masz wyjść
za tego chłopca i nie chcę słyszeć sprzeciwu”, ale żyjemy w
XXI wieku. Trochę myślenia. Równie dobrze tą firmę mógłby
przejąć mój 21-letni brat, Usui. Sam ciągle namawiał ojca, by
pograł z nim w Monopoly i zawsze chciał być bankiem. Idealny
kandydat na to stanowisko, nieprawdaż? O wiele lepszy od smętnej
dziewczyny o urodzie śmierci, która chce obrysowywać kolejne
kartki w tusz, rastry i słodkie jak i krwawe scenki.
Ściągnęłam z wieszaka
mundurek i ruszyłam do łazienki. Jak mogłam najszybciej umyłam
się, ubrałam, wysuszyłam włosy i wsunęłam w nie ukochane
fioletowe wsuwki. Malowanie się? A po co. Wolałam się w swojej
naturalnej wersji. Biała jak śnieg skóra, delikatnie różowe
usta, długie aż do pasa czarne włosy i oczy w odcieniu głębokiej
szarości za zasłoną długich rzęs. Czego chcieć więcej od
natury? Co prawda większość dziewczyn ze szkoły mnie tępiło, bo
zamiast jak one chodzić co przerwę poprawić włoski, makijaż i
tak dalej, ja siedziałam w klasie i pochłaniałam książki i mangi
jedna za drugą. Co fajnego jest w poprawianiu grzywki równej jak od
linijki co przerwę? Moja robiła co chciała, rzucona na lewe oko i
jej jedynym zadaniem było robienie zasłony na moją twarz. Mało
wymagające i przydatne. Nauczyciele mnie olewali, więcej nie było
mi potrzebne. Lecz dziewczyny tępiły mnie również za to, jak się
czesałam. Nie raz wplątywały mi gumy do żucia we włosy, które
potem rozczesywałam z łatwością, bo gdy one miały problem
rozwiązać swoje idealne koki, ja ot tak ciągnęłam za gumkę i
miałam uwolnione włosy. Nienawidziłam ich splątywać. Czułam się
wtedy taka odkryta, bardziej niż w topiku sięgającym ledwie końca
stanika, jakie nosiły dziewczyny po szkole.
Wyszłam wreszcie z
łazienki, spakowałam do „nerki” czarny notes, ołówek,
długopis i kartę do biblioteki i zniknęłam z pokoju w stronę
schodów. Plus mieszkania na piętrze z bratem był taki, że jego
prawie nie było w domu, bo albo był na uniwersytecie albo gdzieś w
pracy. Jedynie mogłam go spotkać o poranku, gdy opuszczał łazienkę
lub nocą, gdy wchodził zmęczony po schodach.
Dziwiłam mu się, że nadal ma ochotę spełniać marzenie ojca o synu, który zastąpi go na stołku szefa w firmie. Od 2 lat chodził na przedsiębiorstwo i dalej nic z tego nie rozumiał. Sądził, że skoro musi mieć papierek, to go sobie załatwi, ale reszty nauczy się od ojca na obserwacjach. Trochę mu te obserwacje nie wychodziły, bo gdy ojciec już wychodził z domu do pracy, mój brat dopiero kładł się spać po kolejnej imprezie w kampusie.
- Cześć, mamo~ . -
rzuciłam przywitanie, zeskakując z ostatniego schodka i kierując
się w stronę stołu.Dziwiłam mu się, że nadal ma ochotę spełniać marzenie ojca o synu, który zastąpi go na stołku szefa w firmie. Od 2 lat chodził na przedsiębiorstwo i dalej nic z tego nie rozumiał. Sądził, że skoro musi mieć papierek, to go sobie załatwi, ale reszty nauczy się od ojca na obserwacjach. Trochę mu te obserwacje nie wychodziły, bo gdy ojciec już wychodził z domu do pracy, mój brat dopiero kładł się spać po kolejnej imprezie w kampusie.
- No wreszcie wstałaś, Chihiro. Jak tak dalej pójdzie to się będziesz znowu spóźniać stale do szkoły. - powiedziała mi z wyrzutem.
- Daijobu, nie spóźnię się. - skłamałam. Zawsze się spóźniałam, ale senseiowie nigdy nie zwracali na to uwagi. Dla nich liczyło się, że przyszłam i tyle. Nieważne ile po dzwonku, ważne, że w ogóle przyszłam.
- Niech ci będzie. - powiedziała, stawiając na stole pieczywo, jakąś szynkę, ser i nutellę, za którą natychmiast się zabrałam.
- Jakoś nie bardzo bym się martwiła moimi spóźnieniami, podczas gdy mój ukochany braciszek dalej chrapie w najlepsze.
- Matko boska, nie obudziłaś go?!
- A miałam? To on miał mnie budzić dzień w dzień, bym wreszcie się nie spóźniała.
- Chihiro, przecież to logiczne! Wczoraj miał dłuższą zmianę i padnięty wrócił! Matko, przecież on za godzinę ma wykłady! Młoda Saito, tak dalej nie będzie! Wracasz po szkole do domu i sobie poważnie porozmawiamy! Jesteś nieodpowiedzialna!
- Nikt mi nie powiedział, że mam go obudzić, to nie budziłam.
Nie wiem nawet, czy
usłyszała ostatnie słowa, bo już z biegiem wleciała na schody.
Korzystając z okazji szybko wybiegłam z domu w fioletowych
trampkach, „nerką” na plecach i kanapką z nutellą w ustach,
którą dokończyłam w drodze. Co prawda do samej szkoły miałam
około przystanku shinkasenem, ale nie chciałam jeździć w jednym
przedziale z tymi uczniami. Nie lubiłam ich, tak jak oni mnie.
Pewnie gdybym wtedy nie przyłożyła tamtej dziewczynie kartonikiem
mleka w głowę i nie rozlała go na jej mundurek, to dalej by mnie
lubili. Cóż, było jej nie nazywać mnie dzieckiem Oyashiro-samy.
Należało jej się.
Po około 15 minutach
dotarłam do szkoły. Odnalazłam swoją klasę 3-C, zajęłam swoje
miejsce w ostatniej ławce od okna jak zawsze i czekałam. Nowej
wychowawczyni jeszcze nie było, ale nawet bez uprzedniego
przedstawienia, wiedziałam, z kim w tym roku zostałam uwięziona w
jednej klasie. Kolejna zgraja debili i zboczeńców w jednym. Jak
zawsze. Nie dziwię się, że nauczyciele nie chcieli brać nas na
obiecane na początku roku szkolnego wycieczki, skoro zachowywaliśmy
się jak banda bachorów w wesołym miasteczku.
Wreszcie drzwi sali został
zamknięte i do środka weszła sensei Miketsuro wraz z jakąś nową
uczennicą. Rozejrzałam się. Wydawało mi się, że już wszyscy,
gdy zauważyłam pustą ławkę obok siebie. Nowa będzie skazana na
bycie ofiarą, skoro przydzielili jej miejsce obok mnie.
Ją będą gnębić, bo
jest nowa, a mnie za to, że jestem dziwna. Że chcę zginąć, o
czym świadczy bransoletka z muliny o napisie „be my murder”.
- Witajcie w ostatniej
klasie Liceum Gotei. Jestem Miketsuro Aoi i w tym roku będę waszą
wychowawczynią, jak i nauczycielką geografii i biologii. Mam
nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna i przyjemna. Za
godzinę i 20 minut rozpocznie się ceremonia oficjalnego
rozpoczęcia roku. Do tego czasu macie czas dla siebie na chociażby
poznanie się. A skoro o tym mowa, to jest nasza nowa uczennica.
Przedstaw się, skarbie. - powiedziała z uśmiechem do nowej, która
nadal stała pod drzwiami, jakby zaraz chciała uciec. Nowa podeszła
na środek podwyższenia obok biurka sensei i stanęła do nas
przodem.- Nazywam się Sorinozuka Mai. Przeprowadziłam się tutaj z Ikebukuro około miesiąca temu. Lubię rysować i czytać mangi. - powiedziała beznamiętnym tonem, jakby mówiła jedną i tą samą formułkę setny raz.
- Twoje miejsce jest obok Saito Chihiro. - jak na zawołanie podniosłam rękę. - Usiądź, proszę, skarbie.
Sorinozuka ruszyła się
ze środka podium i podeszła do ławki obok mnie. Gdy siadała jej
ciemne włosy w kolorze gorzej czekolady zafalowały. Wyciągnęła z
torebki zeszyt i ołówek i zaczęła rysować. Patrzyłam jej przez
chwilę przez ramię, podziwiając krótkie i precyzyjne kreski, aż
westchnęłam.
- Chciałabym tak
rysować. - powiedziałam z oczarowaniem. Jej rysunki były wręcz
fantastyczne.- Oh, wybacz. Saito Chihiro. - powiedziałam, podając jej dłoń, którą uścisnęła po chwili zastanowienia.
- Sorinozuka Mai... Też rysujesz?
- Hai. - i wyciągnęłam swój notesik w jej stronę. Otworzyła go i przejrzała rysunki.
- Ten mi się podoba. - powiedziała z uśmiechem, wodząc palcem po rysunku Rikki Takanashi z Chuunibyou Demo Koi ga Shitai. - Widzę, że mam do czynienia z otaku. Sama nim jestem, tylko nie chciałam mówić tego na głos.
- Arigatou. - odpowiedziałam jej również uśmiechem, pierwszym od tak dawna. - Aż za tak wielkiego otaku się nie uważam. Obejrzałam kilkanaście serii i dalej tylko rysuję. Chcesz to mogę ci pokazać te rysunki. Przyniosę je jutro do szkoły. Chcesz?
- Hmm...a nie mogłabym do ciebie dziś przyjść...? - spytała dość nieśmiało, oczarowując mnie na chwilę swoją słodkością.
- Oczywiście. O ile chcesz. Nie mam nic przeciwko. - odpowiedziałam.
Po raz pierwszy od dawna
ktoś się do mnie odezwał. Co więcej – chciał do mnie przyjść.
Nawet jeśli miało to być spotkanie tylko dla porównania, czyje
twory są lepsze, ucieszyłam się. Może wreszcie będę miała
przyjaciółkę, taką prawdziwą.
- To o której mogę
przyjść...? - spytała, wyrywając mnie z uciechy.- Jak chcesz to możemy od razy po szkole do mnie pójść. Nie mieszkam za daleko stąd.
- Czy ja dobrze słyszałem? - nad jej plecami pojawił się Serinota Kouichi, chłopak, którego nigdy nie lubiłam, a który w zeszłym roku zrzucił na mnie kosz z odpadkami na schodach razem ze swoimi kolegami. Oczywiście, oni nie dostali żadnej kary, a ja za samo ociekanie tymi śmieciami musiałam sprzątnąć całą szkołę za zaśmiecanie. - Chcesz pójść od Saito? Jesteś jakaś pojebana czy co? Przecież to widać z daleka, że Saito powinna być w psychiatryku. Spójrz tylko. Czy widziałaś kiedykolwiek dziewczynę, która tak by się zaniedbywała i ukrywała z krągłościami? - powiedział, wskazując mój idealnie równy mundurek z zasłonięciem na dekolt, który z chęcią by rozerwał.
- Tak, chcę do niej pójść. Jak masz jakiś problem, to idź wypłacz się kolegom, bo ja twojego zdania nie potrzebuję. - powiedziała ostro Sorinozuka. Zdziwiłam się, że taka słodka dziewczyna jak ona może mieć w sobie tyle jadu.
- Ostro pogrywasz, amoro. Może zamiast do niej zabrałabyś się ze mną na bliższe spotkanie? - powiedział tym swoim kuszącym głosem, zbliżając się do jej ucha.
- Odejdź ode mnie! Jestem homoseksualistką! Związki hetero są obrzydliwe! - powiedziała nieco głośniej, odpychając Serinotę od siebie, na co ten po prostu odszedł.
Przez chwilę podziwiałam
ją w ciszy, aż odwróciła się do mnie.
- Przepraszam, trochę
mnie poniosło...Ale fakt, taka jest moja orientacja.. Pewnie teraz
mnie odrzucisz... Przyzwyczaiłam się do tego, bo zawsze siedziałam
sama. - wyszeptała cicho.- Nic się nie stało. Ja również byłam sama. A to właśnie był pierwszy raz, gdy ktoś stanął w mojej obronie. Domo arigatou. - powiedziałam uśmiechając się.
- Um, douitashimashite. To...mogę dziś do ciebie wpaść po lekcjach...?
- Pewnie. Co prawda mam małe pobojowisko w pokoju, ale to się szybko sprzątnie.
Nim zaczęła się
ceremonia dowiedziałam się o niej tyle, że w rysowaniu siedzi od
kilku lat, chętnie słucha ciężkich brzmień jak ja i że któregoś
dnia chciałaby znaleźć dziewczynę, która będzie z nią na dobre
i na złe. Poczułam się dziwnie. Sama byłam pewna, że też jestem
homoseksualistką, ale nie obnosiłam się z tym. Ludzie i tak mnie
nienawidzili, to po co mieli wiedzieć o wszystkim? Plotki w szkole
nie robiły na mnie wrażenia.
Wreszcie dobiegł koniec
nudnej ceremonii. Wróciliśmy do klas i wybraliśmy samorząd.
Oczywiście jak co roku nie załapałam się na żadne stanowisko.
Sorinozuka również nie pałała złością, że jej nie wybrali.
Gdy nareszcie opuściłyśmy mury Liceum Gotei, skierowałam ją na
właściwą trasę do mojego domu. W międzyczasie wysłałam mamie
krótką wiadomość, że będę mieć gościa, na co odpowiedziała
mi krótkim „sprzątnij pokój nim go ugościsz”. I tyle. Nic
więcej. Po drodze nie rozmawiałyśmy za dużo. Przekroczyłyśmy
próg mojego domu i zastałyśmy niesamowitą ciszę, która jak
zawsze była o tej porze.
- Wszyscy są w pracy o
tej porze, więc mamy dom dla siebie. - wytłumaczyłam. - Chcesz
coś do picia? Kawy, herbaty, czegoś zimnego?- Czegoś zimnego jakbyś mogła... - powiedziała nieśmiało, siadając przy stole.
Wyciągnęłam z lodówki
dwie puszki mrożonej herbaty i powiedziałam jej by tu chwilę
poczekała. Sama tymczasem weszłam na górę do pokoju i sprzątając
jak najszybciej, czy też raczej wrzucając większość byle jak do
szafy, zeszłam po nią na dół. Skierowałam ją do swojego pokoju,
dopijając herbatę i wyrzucając puszkę do śmietnika na
przedpokoju. Jej westchnienie tłumaczyło wszystko, co zobaczyła w
pokoju. Na każdej ścianie były moje rysunki, wiersze jak i
projekty cosplayów i plakaty z anime.
- Rany. Ile tu tego...
I ty mówisz, że nie jesteś otaku? - powiedziała, wskazując ze
śmiechem poduchę z Black Rock Shooter, plakaty z magazynów i
gablotę z figurkami.- Dobra, skłamałam. - powiedziałam, rozczesując palcami włosy, które nagle wydały mi się przydługie.
- Raajciuu... - westchnęła, otwierając moją szafę, w której przetrzymywałam cosplaye. - Kirai. - powiedziała między westchnięciami i wyjęła jeden z nich. - Przymierz go, proszę! - powiedziała z błaganiem w oczach.
Szybko zniknęłam z nim w
łazience i przebrałam się. Wyszłam z łazienki wreszcie i
spojrzałam trochę zaczerwieniona na nią.
- Ty naprawdę jesteś
do tego stworzona! Wyglądasz jak prawdziwa Dead Master! - i
przytuliła się do mnie.
Nie wiedziałam, co robić.
Pierwszy raz od dłuższego czasu ktoś mnie przytulił.
Podziękowałam cicho i zniknęłam na powrót w łazience,
zakładając swoje poszkolne ciuchy, czyli dużą czarną bluzkę i
krótkie dżinsowe spodenki.
- Nie, w cosplayu było
o wiele fajniej. - powiedziała rozczarowanym tonem. - Naprawdę ci
one pasują. Czekaj.. byłaś kiedyś w tym na jakimś konwencie? -
wskazała na stój Yuno Gasai, do którego specjalnie kupowałam
różową farbę, której potem nie mogłam zmyć przez tydzień.- Tak, byłam na jednym. Nie pamiętam na którym.. Czekaj... Miałaś wtedy strój Madoki Kaname, zgadza się? Pytałaś się, czy mogę zawiązać z tobą kontrakt! Pamiętam cię! - ucieszyłam się, znowu przytulając do niej.
- Zgadza się, to byłam ja. Nie byłam pewna, czy to ty, aż teraz cię nie zobaczyłam w Takanashi Yomi. - powiedziała, również mnie tuląc.
Resztę popołudnia
spędziłyśmy przymierzając moje stroje, które były idealnie na
jej wzrost również i które również do niej pasowały.
Siedziałyśmy tak, aż nie zrobiło się ciemno i nie zadzwonił jej
telefon.
- Przepraszam, mama
moja dzwoni... Tak, mamo?... Tak... Byłam... U koleżanki z klasy
jestem...Opowiem ci jak wrócę... Dobrze, już wracam... - i
rozłączyła się. - Przepraszam, muszę już wracać. Zaczęli się
o mnie niepokoić...- Spokojnie, rozumiem. Odprowadzę cię na stację. - powiedziałam, zakładając bluzę i rzucając jej jedną. - Obstawiam, że ze sobą nie wzięłaś żadnej, a tutaj wieczorami robi się chłodniej.
Zeszłyśmy po schodach,
założyłyśmy buty i przy lustrze w przedpokoju zostawiłam krótką
wiadomość dla pozostałych członków rodziny, że idę odprowadzić
gościa na stację i że zaraz wrócę. Wyszłyśmy z domu i również
w drodze mało rozmawiałyśmy. Czekałyśmy w ciszy na shinkasen,
który miał zabrać mi Sorinozukę na całą noc, aż do
jutrzejszego ranka, gdy będę mieć okazję zobaczyć ją ponownie.
Wreszcie nadjechał, przytuliłyśmy się do siebie na pożegnanie.
Ona zniknęła w pociągu, a ja wróciłam do domu, gdzie zauważyłam,
że nie zabrała ode mnie swojego zeszytu z rysunkami. Przejrzałam
go w swoim pokoju przy kolejnej puszce mrożonej herbaty. Jej rysunki
były przepiękne. Mając nadzieję, że nie zauważy, wyrwałam
sobie z jej zeszytu rysunek słodkiej moe nekomimi.
Koło 21 wrócili
wszyscy poza moim bratem. Razem z rodzicami usiadłam jak zawsze do
kolacji i powiedziałam im, co dziś robiłam. Rozmowa z poranku
przełożyła się do nigdy, mama najwidoczniej zapomniała.
Wypytywała tylko o moją nową przyjaciółkę z radością, że jej
córka przestanie być wreszcie wytykana palcami i że zbliżyła się
do innych ludzi. Oczywiście nie udało się ojcu wymazać mojego
pragnienia bycia mangaką. To jest coś, czego nie oddam im nigdy.
Jestem swoim marzeniem, nie ich. Mogliby się wreszcie tego nauczyć.
Po kolacji ruszyłam do swojego pokoju, by obejrzeć kolejny odcinek
Lucky Star. Co prawda, na jedynym się nie skończyło i dopiero, gdy
koło 3 rano mój brat wrócił z dyżuru w szpitalu, spokojnie
zasnęłam. Tym razem już nie śnił mi się żaden książę z
bajki. Jego miejsce zastąpiła Sorinozuka, którą przytulałam do
siebie w śnie, mówiąc, że wszystko będzie dobrze, że kiedyś
będziemy szczęśliwe. Niepokoiła mnie tylko jedna rzecz w tym
śnie. Dlaczego płakałyśmy...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz