niedziela, 24 marca 2013

"Koi wa Orokadearu" rozdział 5







Spokojnym krokiem szedłem do jego domu i myślałem, co mu powiedzieć o Izumi. "Dobra, powiem mu wszystko. Nie będę owijał, bo to będzie bez sensu." -pomyślałem. Zadzwoniłem dzwonkiem furtki. Drzwi domku otworzyły się, a z wewnątrz wyłonił się Kou w samym ręczniku na biodrach. Jego napakowana klata była jeszcze lekko wilgotna i promieniała w słońcu. Szedł tym swoim wolnym krokiem kuszenia, a te ruchy bioder... Uhh! Po prostu mnie zniewoliły jak zawsze. Stanął mi na sam ten widok. Otworzył furtkę i wpuścił mnie na teren posesji. Ruszyłem więc do drzwi, a podczas tej krótkiej drogi, Kou łapał macał mnie co kilka kroków za tyłek. Podskakiwałem za każdym razem.



-Wyluzuj się. Jesteś taki spięty, a dziś mamy duużo roboty. - rzucił z niezadowoleniem.



-D...Dobrze... Ale przedtem chciałbym z tobą pogadać o Izu... - wszedłem do środka i zdjąłem bluzę i buty, a Kou po prostu obrócił mnie do siebie.- ...mi.- dokończyłem.



- Eyeyey, poczekaj chwilkę. Nawet się nie przywitałeś ze mną. - i spochmurniał na kilka sekund.



Zamiast pochmurnieć dalej, Kou po prostu pocałował mnie namiętnie i wepchnął dłonie do tylnych kieszeni moich spodni. Nachalnie macał moje pośladki, gdy ja odwzajemniałem jego pocałunki i jęczałem z zachwytu. Podobało mi się to, a podczas tej długiej nocy zdążyłem poważnie stęsknić się za jego dotykiem. Chciałem więcej i już wodziłem dłońmi po jego plecach, gdy odsunął się i ruszył do kuchni, gdzie czekały już na stole dwa kubki w misie. Usiadłem przy stole więc i przyciągnąłem do siebie niebieski kubek.



-Więc... - Kou pociągnął łyk kawy. - Co chciałeś mi powiedzieć? - spojrzał na mnie z czekaniem w oczach.



-Etoo... Bo ja wczoraj... widziałem Izumi... z jakimś innym gościem... w jednej z bocznych uliczek... w samochodzie... i oni... się całowali, a potem... przeszli na tylne siedzenie i... -zburaczyłem się, jak niby mógłbym powiedzieć mu ot tak, że się kochali!? To dla mnie po prostu nie wykonalne było!



-Kochali się, tak? - dokończył za mnie.



-T...Tak...



-Pamiętasz jak ten facet wyglądał?



Próbowałem sobie odświeżyć pamięć. Owszem, niby cos widziałem zza tej ciemnionej szyby, ale mimo wszystko to było by mało bardzo, gdyby nie było tam latarni.



-Więc... - pociągnąłem łyk kawy i przywróciłem twarz do poprzedniego bladego koloru.- Był wysoki, miał czarne włosy i chyba... brązowe oczy. No i duuużoo pryszczy na całej twarzy... i tyle raczej. - wyrzuciłem jednym tchem z siebie wszystko, co pamiętałem z jego wyglądu.



-Aah.. - westchnął głośno Kou - To dla mnie nic nowego. Pewnie chcesz wiedzieć, kim ten facet był, nie?



-No.. tak... - wymamrotałem znowu robiąc się czerwony.



-Więc to był jej były mąż, z którym aktualnie prowadzi rozwód. Jak widać, nie bardzo tego on tego chce, skoro tak do niej lgnie od tygodnia. Chociaż chyba nie pojmuje, że nie uda mu się ze mną wygrać. - spojrzał za okno z jakąś dziwną tęsknotą. Wyglądał na zamyślonego, ale i tak cholernie przystojnego i pociągającego. Wstał, odniósł kubek do zlewu i wrócił na krzesło. - Cóż... Cieszę się, że mi powiedziałeś - i uśmiechnął się anielsko, niczym mały chłopiec, który dostał wielkiego lizaka od dentysty.



Dał mi buziaczka w policzek i przytrzymał przez chwilę moją twarz w objęciach dłoni. Biło od nich przyjemne ciepło, a jego tętno uspokajało mnie.



-Przynajmniej dzięki tobie wiem, na czym stoję w tym związku. Najwidoczniej Izumi nadal go chce... Nie mogę jej w takim razie przeszkodzić. - i znowu wbił wzrok w okno.- Dobrze, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem...



Dopiłem kawę i wstawiłem kubek do zlewu. Oparłem się o szafkę i przypatrywałem się mu. Równie dobrze mógłbym teraz pójść do domu, a i tak pewnie by tego nie zauważył. Był zbyt zamyślony, by zwracać na cokolwiek uwagę. Lecz zamiast pójść do korytarza, podszedłem do niego, przytuliłem go i pocałowałem jego policzek. Odwrócił natychmiast głowę od okna, wstał i pocałował mnie namiętnie, wpychając ręce do moich tylnych kieszeni znowu. Było tak genialnie i zacząłem się już rozkręcać... gdy zadzwonił telefon w korytarzu. Kou wręcz pobiegł go odebrać, zostawiając mnie samego w kuchni i kazał patrzeć, jak biegnie. Te kroki znowu... Lecz podczas tego krótkiego biegu ręcznik zahaczył o framugę i ześlizgnął się z jego bioder na podłogę, więc dalszą drogę do telefonu Kou spędził bez ręcznika, o którym przypomniał sobie dopiero jak dobiegł do niego. Czy wrócił po niego? Nie, bo po co. Przecież widziałem go już kilka razy nago. Spojrzałem na jego jędrny tyłek, gdy stał do mnie tyłem.



"Idealny w każdym centymetrze." pomyślałem " Najpierw te ruchy rodem z filmu i klata pakera, a teraz ten tyłeczek... Uhhh..."



Kou rozmawiał przez telefon, więc mogłem spokojnie zakraść się do niego od tyłu i go przytulić, ale nie udało mi się to ostatnie. Gdy tylko zbliżyłem się do framugi i podniosłem ręcznik z podłogi, Kou zaczął krzyczeć do słuchawki coś na temat jakiejś wizyty i lekarza z Tokyo. Nie bardzo rozumiałem, o co chodzi ani nie chciałem przeszkadzać, więc wycofałem się od tulenia. Stałem oparty o framugę z ręcznikiem w ręce i przysłuchiwałem się rozmowie, a właściwie kłótni. Chyba z miliard razy Kou nazwał dzwoniącego debilką, oszustką czy też dziwką.



Pomyślałem sobie, że pewnie mu teraz przeszkadzam, a po rozmowie zechce zostać sam. Zakradłem się więc po cichu do wieszaka, założyłem buty i złapałem cicho bluzę. Obróciłem się tylko w stronę Kou, położyłem jeszcze ciepły lekko ręcznik na półeczce i otworzyłem po cichu drzwi. Trochę za mocno je zamknąłem, bo lekko trzasnęły. Trudno. Ruszyłem ścieżką z płyt betonowych do furtki, którą również cicho otworzyłem i po prostu ruszyłem w stronę swojego domu. Szedłem dość wolno ze spuszczoną głową i myślałem tylko, kto mógł dzwonić. Może to była Izumi i przepraszała? W końcu chłopaka nie nazwałby dziwką raczej i nie używałby przezwisk w formie kobiecej... Nie, to nie moja sprawa przecież! Przyspieszyłem i po kilkunastu krokach byłem pod drzwiami. Wszedłem, ledwie zdjąłem buty, a tu rozdzwonił się telefon. Podszedłem spokojnie do niego. Z wyświetlacza odczytałem, ze to Kou.



-Nareszcie! Czemu poszedłeś?- Tak, to był on. Musiał wiele razy dzwonić, bo patrząc na wyświetlacz zrozumiałem, ze jest 20 nieodebranych i koło 7 nagranych wiadomości.



-Bo rozmawiałeś przez telefon i byłeś wściekły. Pomyślałem, że będziesz chciał się jakoś uspokoić i pobyć sam... - odezwałem się niechętnie. Rozmowa Kou przed moim wyjściem nie wyglądała zbyt ciekawie, i tak szczerze, to czułem się niepewnie przysłuchując się temu i trochę się bałem, że może się na mnie wyładować potem. Postanowiłem się ulotnić i tyle.



Ze słuchawki dobiegł mnie tylko jego nierówny oddech przetykany czasem głośnym wdechem. Niespokojny i nierówny, raz płytki a innym głęboki.



-Umm, Kou...? - spytałem niepewnie.



Nie odpowiedział. "Pewnie coś się stało. Muszę do niego natychmiast zajrzeć i sprawdzić." Odłożyłem słuchawkę na miejsce, znowu ubrałem buty i wybiegłem z mieszkania. Po kilkudziesięciu sekundach szybkiego biegu znalazłem się pod jego drzwiami. Uspokoiłem trochę oddech i otworzyłem drzwi. To co zobaczyłem, przekroczyło moje oczekiwania.



Kou leżał na podłodze przed telefonem i płakał. Wyglądał tak słodko i bezbronnie... Zrzuciłem buty i bluzę na ziemię w wejściu i rzuciłem się do niego. Podniosłem go lekko i oparłem o siebie mocno tuląc. Obróciłem jego twarz w swoją stronę i brzegiem bluzki otarłem jego łzy. Pocałowałem go czule w czoło i schodziłem niżej aż do ust, do których przywarłem na kilka chwil w namiętnym pocałunku. Niby to tylko chwila słabości była, ale poczułem się jak seme. Ten jeden raz... Lecz nie trwało to długo, bo zaraz Kou opamiętał się, przywarł mnie do podłogi i całował mocno. Rękami wędrował po całym moim torsie, aż zsunął ze mnie bluzkę w górę i lizał moje sutki.



-Nie uciekaj mi więcej - szepnął - Ty jesteś ważniejszy niż jakiś tam telefon od Izumi. - wstał i podniósł mnie na rękach. - Ona może uciec kiedy zechce. - wchodził ze mną powoli po schodach do tej pamiętnej sypialna - Ale tobie nigdy nie pozwolę tego zrobić. Zbyt mocno cię kocham na takie coś.



Drzwi otworzył solidnym kopniakiem. Podszedł do łóżka, rzucając mnie na jego brzeg i upadł na kolana, rozpinając mi rozporek i zsuwając spodnie i bokserki i rzucając je gdzieś za siebie.



-A teraz... - wyszeptał - ...odpłacę się za ucieczkę. - i przywarł wargami do mojego członka. Ssał go, lizał i obciągał. Znowu byłem w niebie.



Głośno jęczałem, wyginając się w różnych pozycjach. Sperma trysnęła mi na jego twarz. Natychmiast rzuciłem się zlizywać ją. Zatrzymałem się przy jego ustach, gdzie było jej najwięcej. Całowaliśmy się namiętnie w dzikim tańcu jakby po całej podłodze. Przewróciłem go na plecy i schodziłem pocałunkami coraz niżej po jego klacie, aż dotarłem do jego penisa. Natychmiast przywarłem do niego i lizałem go namiętnie, aż spuścił mi się do ust. Połknąłem płyn i oblizałem się. Jego spermę mogłem pić litrami jak greccy bogowie ambrozję.



Kou wstał i podniósł mnie razem ze sobą i przyparł do ściany, gorąco całując. Jego dłonie wodziły po całym moim nagim ciele, zatrzymując się na tyłku i wpychając palce mi w dziurkę. Jedną ręką zajmował się zastępowaniem swojej pały wewnątrz mnie, a drugą macał moje pośladki czasem je klepiąc. W końcu miałem tego dość i odepchnąłem do od siebie. Obróciłem się twarzą do ściany i wypiąłem.



-No dalej. Wiem, że tego chcesz. - rzuciłem uwodzicielsko, a przynajmniej starałem się o taki ton tylko nie bardzo mi wyszło.



Kou bez żadnych skrupułów podszedł do mojego tyłu i zaczął lizać mi dziurkę, wpychając tam język, a ręką walił mi.



-Oj, nie obijaj się. - wyjęczałem.



I ot tak, bez niczego, podniósł się z klęczek i wepchnął we mnie swojego sztywnego już kutacha. Krzyknąłem głośno, ale natychmiast zatkał mnie kręcąc palcem w moich ustach. Nie zdążył się za bardzo rozkręcić, bo juz po kilku wpychach spuścił się we mnie. Poczułem całe to ciepło w sobie oraz jak ciekło mi po nogach. Kou podniósł moje nogi i oparł je o ścianę.



-Co ty... - nie zdążyłem skończyć, bo znów się we mnie wbił. Tym razem robił to szybciej, a ja szalałem z podniecenia. Ospermiłem mu ścianę, ale sam był sobie temu winien. Nagle zleciałem na podłogę, a Kou rzucił się od razu do moich ust, całując mnie namiętnie. Następnie schodził językiem po mojej szyi i torsie do sutków, przy których zatrzymał się na dłużej, i ruszył dalej, wylizując mnie do czysta. Na końcu tej ścieżki dobył do mojego członka, wlizując się w niego, ale nie na długo, bo zaraz ruszył dalej , przewracając mnie i liżąc jak psa po tyłku, kroczu i nogach. W końcu wstał i podniósł mnie razem ze sobą. Wyszliśmy z sypialni na korytarz, całując się namiętnie. Zeszliśmy po schodach, po czym zostałem zaciągnięty do kuchni. Kou wstawił wodę na kawę, usadzając mnie na krześle.



-Jeśli mamy spędzić razem całe dwa dni, przyda nam się trochę energii. - zwrócił wzrok na mnie na moment i rzucił to kuse spojrzenie. Nasypał kawy do kubków i zalał ją. Przyniósł je na stół, wrócił do lodówki po mleko i cukierniczkę z szafki, wrócił do stołu, ustawił je i usiadł na przeciwko mnie. Dolałem sobie mleka i dosypałem cukru i nic. Siedziałem, wpatrując się za okno.



-Czyli chcesz robić to bez przerw? - spytałem niepewnie przenosząc wzrok na niego.



-Hmm, niekoniecznie bez przerwy... Ale to mogłoby być ciekawe. Choć prędzej byśmy padli ze zmęczenia. - zaśmiał się. - A co? Chciałbyś tak?



-N...Nie... Tak tylko... pytałem... - speszyłem się i spuściłem wzrok w dół, gdzie normalnie widziałbym spodnie, a zamiast tego zobaczyłem nagie krocze.



Odsunąłem swój kubek bardziej na środek bez chęci wypicia nawet łyka. Byłem cały czerwony znowu, a ten jakby nic się nie działo, po prostu se stał! No co za bezczel!



-Hmm, więc przeszkadza ci, że jesteś nagi. Rozumiem.- rzucił Kou i przesiadł się na krzesło obok mnie.



Pocałował mnie namiętnie, a dłonią chodził delikatnie po moim udzie. Sperma trysnęła mi na jego tors. Teraz zamiast zacząć to zlizywać, po prostu patrzyłem się na jego mięśnie. Ramiona miał całkiem całkiem, na klacie delikatny sześciopak, a te uda... Idealny w każdym centymetrze. W szczególności jedno miejsce u niego kochałem - tak, chodzi mi o jego członka. Kochałem moment wchodzenia, a nieporównywalnie uwielbiałem jego spermę, gdy rozlewała się we mnie lub na mnie.



Zauważył, że się mu przypatruję od jakiejś chwili. Znowu ruszył w wędrówkę po mojej nodze i nadal całował mnie. Sięgnąłem do jego krocza i masturbowałem mu. Jakby na zawołanie oba płyny wytrysnęły z nas po naszych klatach. Chciałem go wylizać, ale nie bardzo miałem jak, więc liznąłem tylko to na jego brodzie.



-Mmm, pyszna jak zawsze. - wyszeptałem i pocałowaliśmy się.



Wstałem ze swojego krzesła i przeniosłem się na jego kolana, nie wchodząc w niego. Kontynuowaliśmy całowanie się. Ramiona rzuciłem na jego barki, podczas gdy jego dłonie chodziły po moich plecach, zatrzymując się na tyłku i macając go nachalnie. Nie wytrzymałem i sam na nim usiadłem, wpychając go w siebie. Kolejny krzyk rozdzierający ciszę. Kou automatem zrobił się ruchliwy i podskakiwał biodrami, w efekcie czego musiał wstać, by nie przewrócić krzesła razem z nami. Przyparł mnie do ściany i pchał brutalnie. Znowu ospermiłem mu ścianę i znowu był sam temu winien. Nagle oboje opadliśmy na podłogę. Kou oparł się o ścianę i dalej pchał mnie na pieska, podczas gdy ja raz po raz jęczałem. Wyjrzałem za okno kuchni i zwróciłem wzrok na niebo, które spowite w całkowitej ciemności, ryczało jak nastolatka po stracie ukochanego chłopaka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz