środa, 13 marca 2013
"Koi wa Orokadearu" rozdział 4
Całą drogę spędziłem na podskokach. Niby to tylko kilka domów, ale przejście tego trwało około godziny. Biegałem w tę i z powrotem kilka razy, przejeżdżające samochody trąbiły na mnie i prawie bym wylądował w szpitalu, ale nadążałem przebiec na drugą stronę. Trąbili na mnie, wydzierali się, wyklinali mnie, a ja to po prostu miałem gdzieś. Byłem zbyt szczęśliwy by się tym teraz przejmować. Gdy nagle znalazłem się nie w tym miejscu i nie w tym czasie...
Za rogiem jednej z bocznych uliczek mojej dzielnicy stał samochód, ten sam który podjechał pod dom Kou kiedy u niego byłem, a na przednim siedzeniu kierowcy była Izumi. Obok niej siedział jakiś facet, ale nie widziałem go zbyt dokładnie. Głowy mieli zwrócone do siebie, więc raczej mnie nie widzieli. Chwilę potem zaczęli się całować... ale nie trwało to zbyt długo. Spojrzeli przez szybę przednią w przód, wprost na mnie. Miejmy nadzieję, że mnie nie zauważyli. Szybko schowałem się za skrzynkę pocztową i rozpocząłem obserwację.
Znowu sie schodzili i znowu oddalali. W końcu poszli na całość bez zahamowań. Facet wsadził ręce pod bluzkę Izumi i majstrował coś intensywnie na jej plecach. Prawdopodobnie rozpinał stanik, bo chwilę potem poleciał on na tylne siedzenie. Trochę ją pomacał i poleciała bluzka. Izumi też musiała coś jednak czuć, bo rozpinała jego koszulę, wtapiając się w jego tors. Uniosła głowę do góry i teraz namiętnie się całowali. Facet schodził coraz to niżej po jej szyi, obojczyku, barkach i ramionach, aż na wysokości łokci zmienił kierunek na jej piersi. Lizał je tak namiętnie, że sam chciałem jej skosztować, ale się powstrzymałem. Byli już całkiem napaleni i przechodzili na tylne siedzenie, którego praktycznie nie widziałem przez zaciemnione szyby, ale nadal mogłem rozpoznać sylwetki. Poleciały majtki i spodnie obojga, włącznie ze skarpetkami. Z wnętrza samochodu dochodziły do mnie głośne jęki., na szczęście nie było tu domów. Kiepski jednak ze mnie obserwator, bo zaraz po usłyszeniu tych jęków, uciekłem z miejsca zdarzenia prosto do domu.
Nie mogłem już na to dłużej patrzeć po prostu. Nie podejrzewałem też, że Izumi ze zdjęcia w kuchni okaże się taka. Ta ze zdjęcia wydawała się godna zaufania i kochająca, a nie puszczająca się w ślepych zaułkach.
Musiałem natychmiast powiedzieć o tym Kou. Ale jak? Izumi pewnie niedługo wróci do domu, a nie będzie ciekawie jeśli przyłapie mnie i Kouichi'ego na całowaniu się albo czymś gorszym. Wtedy byłoby kiepsko. Nie chciałbym by kto się dowiedział o moim romansie. To ma być sekret, a nie historia miesiąca w mojej okolicy. Gdyby jednak ktoś się dowiedział to bym się zabił na miejscu.
Ale wcześniej musiałem i tak powiedzieć Kou o tym, co właśnie widziałem. Ale co potem? Jeśli mu jednak to powiem, może mnie wziąć za niewyżytego albo coś gorszego...
Postanowiłem powiedzieć mu o tym dopiero jutro. Nie chciałem teraz mu psuć nastroju. W końcu przeżyliśmy dziś taki piękny dzień w sypialni na górze... Ale to i tak nie zmieniało faktu, że Izumi w tej chwili była nie fair w stosunku do Kou. Zadręczałem się tym przez kilka chwil. Przecież ona go pewnie wykorzystywała. Kou w ogóle wie o tym, co ona robi? Pewnie nie, ale może nie zaszkodzi jej sprawdzić?
-Nie, nie, nie! Pierw powiem o tym Kou, a dopiero potem będę się martwił co mam zrobić! -krzyknąłem idąc po ulicy wolnym krokiem.
Wróciłem do domu, gdy na dworze panowała całkowita ciemność. Musiałem natychmiast zmienić tok myśli i coś zrobić. Nagle napłynęła wena i jak szalony zacząłem kreślić kreski na papierze. Nowe postacie, fabuła, szkice. Nareszcie. Tak długo na to czekałem. Teraz tylko poprawić tuszem, dać do wydawnictwa i gotowe. Nawet fajnie to wyszło... Ale dopiero gdy oglądałem szkice, zauważyłem, że to było yuri...
Spojrzałem na zegarek za plecami. Było 5 rano już. Robiłem mangę całą noc więc. Jestem genialny, nie ma co. Dalej z zegarka przeniosłem wzrok na stół zapełniony kubkami po kawie i talerzykach po ciastach. Narobić taki chlew przez kilka godzin, to tylko chyba ja umiałem. Gdzie nie spojrzałem były ślady ołówka, kawy czy też zakreślacza.
-Oraaany... Czas posprzątać....
Nim się obejrzałem, sprzątałem już jak jakiś pedant. Wyczyściłem każdy kąt tego domu. Cały wręcz lśnił. Było może koło 9, kiedy skończyłem. Nadal miałem czas, więc poszedłem do łazienki zrobić porządek ze sobą. Po około godzinie wyszedłem z niej cały pachnący i czyściutki. Ruszyłem do pokoju wybrać sobie ciuchy na dziś, przy okazji ogarnąłem ubrania na półkach.
Skończyłem swoje zadanie w niecałe dwadzieścia minut i nadal miałem trochę czasu. Zastanawiałem się, co robić. Mimo wszystko nadal mam czas, a moje jedyne zajęcie na dziś to Kou. Zszedłem z piętra na dół do kuchni i wstawiłem wodę na kawę. Pozmywałem naczynia, zrobiłem sobie śniadanie i zaparzyłem świeżej kawy. Nadal sporo czasu. No to zacząłem poprawiać szkice mangi tuszem. Nim zadzwonił telefon zdążyłem zatuszować pierwszy rozdział. Gdy usłyszałem dzwonienie, natychmiast zerwałem się do telefonu, przewracając kubek z kawą, która wylała się na poduszkę krzesła. Szczęście, że nie na świeżo tuszowane kartki.
-Tanaki Shun przy telefonie - rzuciłem stare przyzwyczajenie do słuchawki.
-Co tak oficjalnie? - spytał Kou - Jest już 12 i zacząłem się martwić, bo nadal telefon się nie odezwałeś. - zerknąłem przez ramię na zegarek i rzeczywiście było już południe.
-Um... Tuszowałem mangę i... trochę się zasiedziałem...
Nastąpiła chwila ciszy. Czekałem aż on pierwszy zrobi ruch i tak też się stało.
-To... - odkaszlnął. - Może wpadniesz? Dziś Izumi wyjechała w delegację jakąś, więc mamy całe dwa dni dla siebie.
Jego głos kusił. Chciałem go natychmiast zobaczyć, pocałować, poczuć w sobie, wyrzucić z siebie sprawę o Izumi. Ale wtedy mi się przypomniało o pracy..
-P-poczekasz kilka minut...? -zapytałem niepewnie - Muszę zadzwonić do biura.. - i nie czekając na odpowiedź, odłożyłem słuchawkę.
Szybko pobiegłem na górę do pokoju i zajrzałem do kalendarza. Już powinienem wychodzić do biura. Muszę się przecież natychmiast spotkać z Kou i wydusić z siebie to, co wczoraj zobaczyłem. Rzuciłem się w poszukiwaniu notatnika i zbiegłem znowu do telefonu. Wybrałem numer mojej sekretarki i udając chorego, poprosiłem ją o kilka dni wolnego. Dała mi cały tydzień bez żadnego wyjaśnienia. Powiedziała mi tylko, że teraz wszyscy chorują i ona sama wkrótce się rozchoruje przez to, że inni przychodzą chorzy do pracy i kaszlą wszędzie. Podziękowałem jej za informację i urlop, życzyłem miłej pracy i rozłączyłem się. Wybrałem numer do Kou, który odebrał od razu po pierwszym sygnale.
-Przechodziłeś obok czy pilnowałeś telefonu?
-Pilnowałem. Twoje telefony są dla mnie ważne tak bardzo jak oddychanie. - odrzekł tą pokusą w głosie- To wpadniesz?
-Jasne. Za 15 minut będę. - rzuciłem, szybko założyłem buty i sweter i wyszedłem z domu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Strasznie fajnie się czytało ten rozdział , lecz...
OdpowiedzUsuńjak mogłaś tak to skończyć T-T
Ciekawi mnie reakcja Kou, gdy sie dowie co wyprawia jego narzeczona . Chociaż on sam lepszy nie jest ;p