niedziela, 24 marca 2013
"Himitsu" rozdział 1
Po całym budynku rozbrzmiał dzwonek zapowiadający koniec piątkowych lekcji. Z Sali biologicznej wyszedł wysoki na metr dziewięćdziesiąt tleniony chłopak. Przystanął przy schodach prowadzących na pierwsze piętro i wpatrzył się w okno. Mijały minuty, a on nadal patrzył w niebo. Ocucił go trzask drzwi na piętrze i czyjeś żywe kroki po jego lewej stronie. Chłopak obrócił się, a jego wzrok spoczął na najlepszym przyjacielu i jednocześnie największym emo w szkole.
- Dłużej się nie dało układać włosków czy cię dziewczyny wyjebały z kibla? – zaśmiał się złośliwie.
- Tej, Tetsuya! Wiesz, że fizyczka mnie nienawidzi! – odkrzyknął emo, który szedł właśnie w połowie korytarza. – A poza tym, dziewczyny mi zazdroszczą. Żadnej się tak grzywcia nie układa jak mi. – i teatralnie odrzucił ją na bok.
Tetsuya zaśmiał się głośno. Pewnie nawet w szatni było go słychać. Mimo swojej postawy jego śmiech był uroczy, bo wzbogacony o słodziutkie dołeczki po obu stronach ust, dzięki których cieszył się zainteresowaniem wszystkich dziewczyn szkoły. Można w to nie wierzyć, ale przez 17 lat swojego życia nie miał ani jednej dziewczyny. Interesował go ktoś znacznie inny, a kogo znał od 6 lat i komu bał się o tym powiedzieć.
Emo doszedł do niego i przybił żółwika na przywitanie. Powoli schodzili po schodach do szatni. Delikatne światło z małych okienek spod schodów tworzyło złudzenie dwóch ideałów. Czarne włosy z fioletowymi końcówkami podskakiwały lekko w rytm kroków na niższe stopnie. Pieszczocha na prawym nadgarstku połyskiwała w słabym świetle jarzeniówek. Blondyn co chwile spoglądał w jego stronę swoimi czerwonymi oczami.
- Umm… Kiyoshi…? – zaczął niepewnie Tetsuya z lekkim rumieńcem na policzkach.
- Nom? – spytał, unosząc wzrok na twarz kumpla.
- Dzisiaj jest impreza u Kaori i mam zamiar na nią iść, ale nie chcę iść sam…
- Niech zgadnę, chcesz bym i ja poszedł, co ? – uśmiechnął się zawadiacko Kiyoshi..
- No… Przydałoby się… Oczywiście jeśli możesz…
- Wrócę i spytam matkę, bo dziś tylko ona jest w domu. W końcu Chihiro pojechał dziś z ojcem do szpitala… O której ta impreza?
- Hm… chwila… -wyjął telefon z tylnej kieszeni rurek i zajrzał do kalendarza. – Uhuhu, o dwudziestej się już wszystko zaczyna, ale mówiła by być wcześniej, bo potem może już nie być towaru. No chyba że weźmiemy swoje… - schował telefon z powrotem do kieszeni i wrócił do wpatrywania się pod nogi idące po schodach.
- dobra, to spytam.
Weszli do szatni i zajęli się zmianą butów. Kiyoshi zdjął bluzę z wieszaka i usiadł na ławeczce w oczekiwaniu na Tetsuyę. Czas mijał, a blondyn się nie pojawiał. Zdecydowanym ruchem emo wstał i skierował się w kierunku szafki przyjaciela, przy której stał on wpatrzony w kartkę.
- Co to? – odezwał się czarnowłosy.
Chłopak wzdrygnął się, zatrzasnął szafkę, podniósł z podłogi plecak i odwrócił w stronę Kiyoshiego.
- Nic takiego. Kolejna laska, która chce się umówić, ale boi podejść… Sakakibara? Idziemy?
Speszony emo wyszedł z zamyślenia z lekkim rumieńcem na twarzy,
- H-hai… -odpowiedział pospiesznie i ruszył szybko do drzwi wyjściowych.
Całą drogą aż do domu Sakakibary szli w całkowitej ciszy. Blondyn domyślił się, że coś się stało. Ciekawość pożerała go żywcem.
- Ey, Kiyo, co jest? Jesteś jakiś taki…
- Mnie nigdy nie zauważa nikt poza tobą. Chłopaki wytykają, a dziewczyny nie chcą ode mnie wziąć nawet pracy domowej. A za tobą wręcz tabuny lecą, nie ma przerwy byś był sam chociaż na sekundę, bo zawsze znajdzie się jakaś, która zechce pogadać. Nienawidzę tego! W szkole nie da się z tobą pogadać, bo mnie odtrącają na któryś tam plan! Ten ktoś zawsze MUSI z tobą pogadać! Jakby nie móg poczekać i od tej rozmowy zależy jego życie! Mam już tego dość!!! – wykrzyczał emo jednym tchem i pobiegł przez ogród do domu, trzaskając drzwiami.
Z krwistych oczu pociekły dwa cieniutkie strumyczki łez. Nie rozumiał nagłego wybuchu w zachowaniu najlepszego kumpla. Do tej pory Kiyoshi olewał zdanie innych i trzymał się z boku ze słuchawkami na uszach. A teraz? Tetsuya nie mógł sobie przypomnieć żadnej chwili, gdzie Sakakibara skarżył się na jego powodzenie w szkole w porównaniu ze swoim spokojnym trybem życia. Wiedział, że w rzeczywistości Kiyoshi cierpiał, ale nie chciał się w to wtrącać. Wiedział, że po prostu sobie poradzi, jak zawsze z resztą.
Blondyn nie mógł nic zrobić, musiał czekać aż przyjaciel się uspokoi. Starł rękawem bluzy strużki łez i ruszył dalej do domu. Po kilku minutach znalazł się pod drzwiami. Po cichu otworzył i zamknął drzwi, zdjął buty i ruszył do swojego pokoju. Od kilku lat mieszkał już tylko ze starszą siostrą, kiedy to ich rodzice mieli poważny wypadek i zmarli na miejscu na długo przez przybyciem karetki. Od tamtej Powy poza siostrą i Kiyoshim nie miał nikogo, komu mógł się zwierzyć czy nawet zaufać. A co jeśli Kiyo się nagle od niego odwróci? Jeśli znajdzie kogoś i wszystko mu wygada? To były największe obawy Tetsuyi odkąd go poznał.
- Niee, muszę się ogarnąć. – wyszeptał do siebie i włączył wieżę, wkładając do niej płytę The Gazette, którą dostał od Sakakibary na 15 urodziny i włączył „Taion” na wielokrotne powtarzanie.
Wieża grała już drugą godzinę, gdy zadzwonił jego telefon. Z wyświetlacza odczytał, że to emoś.
-No? –rzucił przeciągle.
-Yo . Sorki za tamten wybuch, ale po prostu mam tego ostatnie coraz bardziej dość… -powiedział niepewnie Kiyoshi.
-Spoko, nic się nie stało.
- Uff. A już myślałem… A właśnie, pytałem się czy mogę iść i się zgodziła.
-Iść na co? –zapytał blondyn wyłączając wieżę.
-Noo na imprezę u Kaori… Zapomniałeś już czy jak?
Przez chwilę Tetsuya stał cicho na środku pokoju i patrzył się w okno, próbując sobie przypomnieć wszystko przed wybuchem. Tymczasem cisza po drugiej stronie słuchawki zaczęła przerażać młodego Sakakibarę, który wsłuchiwał się w równy i nikliwy oddech Momochiego.
-Eey, Momoś? Żyjesz tam? –spytał niepewnie emoś.
-Hm? – mruknął w odpowiedzi.- A, tak, impreza. Pewnie, że pamiętam… Ey! Miałeś mnie tak nie nazywać!
-Oj no, uspokój się. Nic nie mówiłeś, a nic innego by na ciebie nie podziałało przez tela! To o której i gdzie się widzimy?
Krwistooki zerknął na zegar wiszący na ścianie nad biurkiem. Była już 18:27, co oznaczało, że czas się zbierać.
-Hmm… Dasz radę być za jakieś 5 minut?
-Człowieku, wyjrzyj za okno wreszcie! – krzyknął znienacka czarnowłosy do telefonu. – Sterczę tu od 15 minut już i czekam aż to ogarniesz!
Blondyn rozsunął zasłony i jego oczom ukazała się tak dobrze znana sylwetka przyjaciela. Jak zawsze ubrany był w czarny T-shirt, kochaną czarną bluzę z napisem „I hate this fuckin’ Word”, za którą ciągle dostawał uwagi, ciemnoszare rurki, które idealnie opinały jego jędrne pośladki i ulubione czarne conversy.
- Dasz mi 10 minut czy wchodzisz? Kagami nie ma , więc nie zostaniesz zgnieciony. – zaśmiał się Tetsuya do szyby, za którą stał Kiyoshi.
Emo rozłączył się i ruszył do drzwi domu. Nie czekał za długo, aż gospodarz ruszy swój seksowny tyłek do otwarcia ich i po prostu wszedł jak do siebie. Przez chwilę przyglądał się schodom, na których nie raz gadali o wszystkim, gdy tylko Kagami gdzieś znikała ze swoimi chłopakami.
-Długo będziesz tak jeszcze wietrzył czy wreszcie wejdziesz? – odkrzyknął Tetsuya ze swojego pokoju.
Zachowując się według instrukcji emo nawet nie zważał na to, by zdjąć buty, zamknął drzwi wejściowe i wparował do jego królestwa, a gdy tylko otworzył drzwi jego oczy ujrzały to, o czym tak namiętnie śniły od 6 lat znajomości. Blondyn stał na środku turkusowego pokoju bez koszulki, a za jego plecami rozciągał się widok na ogród przez odsłonięte okna. Lekko wyrzeźbiony tors wglądał cudownie w popołudniowy słońcu, a kropelki wody zostawiały lśniące ślady na wilgotnej jeszcze skórze. Tetsuya oblał się rumieńcem i odwrócił wzrok, gdy zobaczył w jaki sposób jego przyjaciel się mu przypatruje.
- M-mógłbyś… przestać..? –wyszeptał ledwie słyszalnie i ze zmieszaniem. –To takie… trochę krępujące… -dokończył i odwrócił się plecami.
-T… To ja poczekam… na schodach.- i szybko wyszedł z pokoju, zatrzaskując drzwi za sobą.
Czarnowłosy wsłuchiwał się w bicie zegara na korytarzu, a jednocześnie myślał o tym, co chwilę temu widział. Jego marzenie zostało właśnie spełnione, ale nie czuł się tak wyśmienicie, jak to sobie wyobrażał.
Minuty mijały, a po blondynie nie było ani śladu. Z 18:30 zrobiła się 19:06. Dalsze wyczekiwanie jakoby nie miało sensu, więc młody Sakakibara wstał z schodów i tym razem zapukał do drzwi pokoju przed gwałtownym wejściem do niego.
-Ey, ty to już chyba cheerleaderki urodą przegoniłeś.- rzucił i otworzył drzwi, a oczy powiodły go na łóżko, gdzie jego kumpel ot tak brzdąkał sobie na gitarze w dalszym ciągu bez koszulki.
Aż do tej chwili twarz miał opuszczoną w dół i zastanawiał się nad znaczeniem jego spojrzenia. Usłyszał pukanie do drzwi i jego głos, co skłoniło go do spojrzenia w tamtą stronę, gdzie spotkał wzrok przyjaciela. Myślał, że już dawno temu sobie poszedł.
-No chyba sobie ze mnie jaja robisz! Czekam już dobre pół godziny na ciebie, a ty nawet bluzki nie założyłeś?!
-No bo… bo… wydawało mi się… -wyjąkał Tetsuya.
-Gówno ci się wydawało. – zripostował go Kiyoshi i podszedł do jego szafy, wyjął z niej ciemnofioletową bluzkę i rzucił mu ją na kolana.
-Spodnie też mam ci wyjąć? –i otworzył skrzydło ze spodnie, z którego wyjął fioletowe i które również rzucił mu na kolana.
-Masz 5 minut na przebranie i wychodzimy do Kaori. I tak po drodze musimy jeszcze wskoczyć do nocnego, bo ja bez szlugów to tam nie wytrzymam. –rzucił szybko i opadł na krzesło na środku pokoju.
-Eee.. a mógłbyś…? –spytał cicho Tetsuya.
-Żebym znowu czekał pół godziny? Nie, dziękuję. Wont do łazienki. – wstał i popchnął go do pomieszczenia obok. – Zaczynam odliczać 360 sekund. Jak się nie wyrobisz to idę się najebać i potem zrobię ci nalot, bo powiedziałem matce, że nie wrócę na noc. –powiedział jednym tchem i zaczął po cichu odliczać od zera co 50 informując kumpla o postępach.
-356, 357, 358, 359, 360! Zapomnij o tym, co mówiłem. Wchodzę do ciebie! –i gwałtownie otworzył drzwi, wpadając na Tetsuyę, który właśnie wychodził z łazienki. –Oh… A jednak ci się udało.
- Wybacz, ale jeśli wparujesz mi w nocy do domu, a obudzisz Kagami, to mnie ona wówczas zabije na miejscu, a oboje tego chyba raczej nie chcemy. –odpowiedział, wrzucił ciuchy do szafy, wsadził telefon do tylnej kieszeni rurek i zwrócił się w stronę kumpla. – To idziemy?
-Jasne.- odparł z uśmiechem emo i wręcz pobiegł do korytarza, gdzie usiadł sobie na komódce i oczekiwał aż blondyn założy ciemnofioletowe conversy i odnajdzie w szafie na przedpokoju jasnofioletową bluzę (wszystko ładnie pod kolor).
Tetsuya jeszcze raz szybko przejrzał się w lustrze, poprawił sterczące trochę za bardzo włosy, sprawdził, czy aby na pewno wziął fałszywy dowód i resztę portfela, po czym odwrócił się do kumpla i wypchnął go na zewnątrz.
-Eskimosi przodem. – zaśmiał się głośno, pokazując kumplowi język i zamknął drzwi na klucz.
-Oberwie ci się jak nic. – powiedział ze śmiechem w oczach czarnowłosy.
-Kłamiesz, jest remis. –dorzucił i ponownie uraczył go swoim językiem na wierzchu.
-Dobra, koniec tego dobrego. Mamy pół godziny by dojść tam, a po drodze jeszcze musimy wejść do nocnego… Jakieś piwo bierzemy?
-Przydałoby się, bo wątpię, że tam jeszcze będzie. Ale za całe zakupy ja płacę. –uśmiechnął się i puścił emosiowi oczko. – Taka tam rekompensata za czekanie.
Resztę trasy przebyli na wygłupianiu się i wspominaniu tego i tamtego. Oczywiście bez wejścia do monopolowego się nie obyło. Po zakupie LM Forvardów, 6 butelek Desperadosa i dwóch paczek pocky stwierdzili, że mogą wreszcie iść do Kaori. Jasne przecież, że trzeźwi na imprezę to nie wejdą, więc po drodze pozbyli się wszystkich butelek. Na imprezę doszli już lekko podpici. Całe szczęście, że mieli mocne głowy, bo inaczej by się już nieźle zataczali.
-Wow, trafiliście jednak!- przywitała ich rozradowana pani domu i uściskała ich na przywitanie. –No wchodźcie, wszyscy już są. – i przepuściła ich do środka.
Na powitaniu uderzyła ich fala muzyki. Ledwie zdążyli wejść, a Tetsuya już był otoczony tłumkiem swoich wiernych fanek. Kiyoshi ruszył od razu do przenośnej lodówki z piwami, wyjął jedno i bez żadnego ceremoniału otworzył je i upił łyk. Blondyn nawet nie zauważył jego zniknięcia, bo dziewczyny zasłaniały mu cały widok swoimi Przytulankami. Co chwilę któraś dotykała czule i zachłannie jego tyłka, podczas gdy reszta go zagadywała by tylko zwrócił na nie swoją uwagę. Lecz zamiast na dziewczynach chłopak skupił się na szukaniu kumpla. W końcu znalazł go przy piwie obok tłumu, z którym widać było, że stara się rozmawiać jakoś, więc postanowił się nie wtryniać. Cieszył się, że jego najlepszy przyjaciel wreszcie stanie się mniej odizolowany od reszty szkoły, więc postanowił na chwile oddać się dziewczynom.
Do grona przy lodóweczce dołączyła Kaori i tak jak pozostali sięgnęła po alkohol. Upiła łyk i zdecydowała się wreszcie działać. W końcu całoroczne starania musiały jednak jakoś się opłacić.
- Nie sądziłam, że dasz się mu namówić. – zagadała do Kiyoshiego.
- Spytał czy z nim pójdę, więc przyszedłem. –odpowiedział i obdarzył ją swoich słodkim uśmiechem.
- Cóż… - jęknęła i zaczerwieniła się lekko. –Fajnie, ze przyszedłeś. Tetsuya potrafi namówić każdego…
-Taa… W szczególności mnie.
-A tak w ogóle to skąd wy się znacie?
-To ty nie wiesz? 6 lat temu się tu przeprowadziłem z Kioto. A Momochi jak to on, przyszedł pomóc przy wnoszeniu pudeł. Potem zobaczyłem go w szkole i tak jakoś się zaczęło… -westchnął emo do swoich wspomnień z pierwszego dnia na obrzeżach Tokio.
-No fakt… Zapomniałam o tym, że się przeprowadziłeś do nas pod koniec podstawówki. –Kaori doszła do granic czerwoności twarzy i zakryła ją dłońmi, gdy emo obdarzył ją swoim chichotem.
-Wiesz… ja nic nie chcę mówić, ale… -zaczął ciemnowłosy.- …ale my jesteśmy w jednej klasie…Kaori-chan. – i mówiąc ostatnie słowa, pocałował ją delikatnie w policzek.
Dziewczyna potrzebowała chwili, by pojąć, co się własnie stało. Lecz jej reakcja po ogarnięciu była wręcz natychmiastowa. Objęła twarz Kiyoshiego w dłoniach i pocałowała go mocno. Chłopak mimo strachu odwzajemnił jej pocałunek.
-Powinnam była powiedzieć Ci to wcześniej, Kiyo-kun, ale nie miałam tyle odwagi. –wyszeptała i pocałowała go ponownie, tym razem jednak bez odwzajemnienia.- Kocham Cię, Kiyo-kun.. –wyszeptała jeszcze ciszej z przymróżonymi oczami wbitymi we wzrok emo.
Chłopak zrzucił dłonie niebieskowłosej ze swojej twarzy, odwrócił się od niej i ruszył w tłum imprezowiczów. Wzrokiem szukał blondynka, który jeszcze kilka chwil temu stał przy progu pokoju otoczony dziewczynami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chcę kolejny rozdział!!!!!! Pisz !! ^^ Jak ja zazdroszczę ludziom, którzy piszą lepiej ode mnie T.T. Też tak chcę *.* Ale ten pierwszy rozdział jest prześwietny. ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na next
OdpowiedzUsuń