Wszystko zaczęło do mnie docierać w zwolnionym tempie.
Bal w podstawówce. Dziwny chłopak chodzący za mną od około połowy 4 klasy. Czyjeś wstawiennictwo w starej sprawie z gimnazjum o pobicie ucznia.
Wtedy jeszcze nie rozpoznawałem go aż tak dobrze. Ale dziś, stojąc w jego pokoju, patrząc na te zdjęcia, już wiedziałem, kto ciągle ratował mi dupę przed problemami.
- To byłeś Ty...? - powiedziałem łamiącym się głosem, nadal patrząc na zdjęcie z balu.
- No... Tak. To byłem ja. - odparł, patrząc gdzieś na ścianę. - I wtedy, gdy rzekomo kogoś pobiłeś...to też byłem ja. Nawet jeśli wiedziałem, że to rzeczywiście możesz być Ty, udawałem, że to na pewno nie mogłeś być Ty, bo przecież byłeś gdzieś indziej. Już nie pamiętam, co dokładnie im powiedziałem...
Byłem wręcz przerażony. Kurwa, ja prawie sikałem ze strachu! Rozumiem, że chciał tańczyć z tą dziewczyną, bo była ładna. Rozumiem, że za mną się wstawił, choć nie wiem sam już, gdzie wtedy rzeczywiście byłem i czy rzeczywiście ktoś dostał w mordę. Rozumiem nawet, że za mną chodził w podstawówce.... Ale po chuj on to robił?! Tego jednego nie byłem w stanie zrozumieć ani trochę.
- Dobra.... Spoko, ale po cholerę to robiłeś...? Nie wiem, chcesz zadośćuczynienia za rozwaloną rękę czy jak...?
- Nie po to.... Ja... Ech, to wcale nie jest takie łatwe jak się wydaje. - głos mu się załamał, potrząsnął głową, opierając ją na dłoniach.
- Nie zrozumiem, jeśli mi nie powiesz wprost! Pamiętaj, że mają mnie wszyscy za debila! - krzyknąłem, coraz bardziej wkurwiony.
Patrzyłem na niego z coraz większym naciskiem z głupią nadzieję, że może chociaż podniesie głowę i na mnie spojrzy. Nie robił tego. Co więcej, zaczął płakać. Początkowo cicho i myślałem, że to jakieś szmery za oknem czy coś w tym stylu. Ale w momencie uświadomienia sobie, co to za dźwięki i skąd dochodzą...sam nie wiedziałem, co już mam robić. Udawać chuja i że nic nie widzę? Czy może podejść i spróbować go jakoś pocieszyć? Tylko jak to zrobić? Nie powinienem w ogóle nawet myśleć o jakimkolwiek pocieszaniu go. Nie rozumiem nic z całej tej sytuacji... A przynajmniej tak było do momentu, gdy wszystko pokazało mi się w pełnej oczywistości.
- Ty... Ty jesteś we mnie zakochany...
Uniósł głowę i spojrzał na mnie swoimi zapłakanymi oczami. Czerwone policzki. Cieknący nos. I wszędzie te łzy. Spojrzał na mnie ze strachem i nadzieją zarazem w oczach. Że w jakiś sposób również coś do niego czuł. Albo ze względu na bezgraniczną wdzięczność za ratowanie mi tyłka tyle razy, zrobię cokolwiek będzie chciał.
Rzeczywistość miała się kompletnie inaczej. Czułem się przytłoczony. Opadłem na ścianę i zsunąłem się po niej na podłogę. Tępym wzrokiem wpatrywałem się w sznurówki, nie wiedząc, co mam myśleć o całej sytuacji.
- Jestem....i nie wiem, co sam mam o tym myśleć... - szepnął cicho i wyszedł, a ja zostałem sam w jego pokoju otoczony jego rzeczami i zapachem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz