"Witaj w swoim Wonderlandzie, Alice..."
- Wybacz, Przeszłości, nie chciałam
tego wspominać...tak wyszło...
I mówiąc te słowa zrobiła kreski.
Jedną. Drugą. Trzecią. I kilka innych. Aż z tych kresek powstało
to imię. To imię, którego chciała unikać. Nim zauważyła, co
zrobiła, krew przeciekła całą rękę spływając kroplami na
spodnie i zostawiała słodkie plamki. Przed oczami widziała tylko
ciemność, a w głowie cichy szum szepczący piękne słowa, które
od tak dawna chciała usłyszeć.
- Nie bój się. Przecież jestem obok.
Zabiorę Cię tam, gdzie będziesz bezpieczna. Tam, gdzie nikt nie
usłyszy Twojego płaczu, krzyków i nie ujrzy smutku na twarzy.
Jestem tu specjalnie dla Ciebie. I teraz zabiorę Cię do siebie,
Alice. Do świata piekieł, gdzie będziesz już na zawsze związana
ze śmiercią.
Przytrzymała się mocno płaszcza
Śmierci i zniknęła po chwili z powierzchni ziemi jej dusza,
zostawiając bezwładne ciało na podłodze jej pokoju. Nim
ktokolwiek zauważył jej brak, nikt ani raz o niej nie wspomniał,
nikt o niej nie myślał. Nikt nie chciał jej pamiętać.
Lecz schodząc to świata podziemi nie
myślała o tym, czy ktoś będzie o niej myślał. Nie obchodziło
już ją to. Skoro On potrafił ją odrzucić, to nie chciała
rozmyślać już o zdaniu reszty świata na jej temat. Opuścili ją
przyjaciele, gdy ukazała im pierwsze kreski, gdy nie dawała już
rady psychicznie. Rodzice wyrzekli się jej, gdy przyszedł list od
psychologa ze skierowaniem na terapię. Nawet On zostawił ją, gdy
znalazł kogoś innego. Mimo tylu przyrzeczeń, że będą ze sobą
na zawsze i nigdy już się nie rozdzielą, potrafił odejść tak
ot, ponieważ odezwała się do niego ta, o której naprawdę śnił.
Czy był wart jej uwagi...? Kiedykolwiek...?
Tego się już nie dowie, a
przynajmniej nie poczuje już jego oddechu, gdy będzie to mówił,
bo nawet teraz tuląc się do kruczoczarnej szaty Śmierci, nie czuła
nic. Materiału. Uścisku wokół owiniętych palców. Nawet tego, że
naprawdę dotyka czegokolwiek. Zostawiając swoje ciało na podłodze
pokoju i udając się z tą postacią do wrót jej Wonderlandu, nie
dbała o nic. Chciała zniknąć i wreszcie czuła, że jej się to
udaje. Jedna jedyna rzecz, która jej wyjdzie na dobre, właśnie
zaczęła się spełniać.
- Już niedługo. - szepnęła Śmierć,
a Alice po raz pierwszy zwróciła uwagę na tonację i barwę głosu
owej osoby. W myślach rysował się jej wzorzec idealny, Śmierć
jako kościotrup. Chciała tak bardzo zdjąć z jej czaszki kaptur,
ale właśnie wylądowali na smolistego koloru powierzchni i Śmierć
rzuciła ją po prostu na ziemię. - Witaj w świecie zmarłych, ich
największym pragnieniu, Alice...a teraz także twoim nowym domem. -
i to mówiąc, rozpłynęła się w powietrzu.
Przez kilka chwil Alice siedziała
otępiała na ziemi, wpatrując się w podłoże i płacząc.
Dlaczego musiała znowu zostać sama? W ulubionej książce Alice
miała chociaż jakieś pole widzenia, a nasza w tej chwili przed
oczami miałam pustkę i ciemność z jedynym księżycem w pełni na
sklepieniu nieba. Żadnych podpowiedzi, gdzie powinna się udać. Nic
w stylu Zamku Serc czy Wieży Zegarowej.
Minuty mijały, a ona nadal siedziała
w tym samym miejscu, starając się przyzwyczaić oczy do
wszechobecnej ciemności z nadzieją, że zaraz nastanie dzień
według jakiegoś porządku. Niestety, żadne światło nie
nadchodziło, a dziwny szum dobiegał ze wszystkich stron. Jej
ostrożność weszła na poziom najwyższy i kazała jej się
rozglądać oraz być przygotowaną na jakikolwiek atak z każdej
strony. Wreszcie oczy przyzwyczaiły się do otoczenia i zauważyła,
gdzie się znajduje. Las pełen nagich drzew tylko pogarszał jej
sytuację psychiczną, która właśnie chyliła się ku końcu
wytrzymałości. Mimo wyglądu uroczej dziewczynki, Alice nie była
tak silna psychicznie jak to wydawało się jej matce i reszcie
dworu. W rzeczywistości była nieszczęśliwa wobec tych wszystkich
lalek z uśmiechniętymi wargami, misiami pełnymi delikatności i
słodkimi głosami opiekunek, które wręcz prosiły się o wybicie
zębów przez to przesłodzenie.
Lecz teraz przerażało ją wszystko.
Czuła nagłą potrzebę znalezienia się w otoczeniu tych wszystkich
pluszaków i opiekunek, a zarazem chciała zatracić się w tej
ciemności. Z jej oczu polały się dwa potoki łez. Nagimi gałęziami
poruszał silny wiatr, a ją to nawet nie dotykało. Wchodząc do
tego strasznego Wonderlandu, który miała w głowie przez cały czas
jako swoje największe marzenie, wyzbyła się wszystkiego, od uczuć
do kogokolwiek aż do odczuwania temperatury. Ciekawiła ją tylko
jeszcze jedna rzecz. Upadając na smoliste podłoże, nie poczuła
nic. Nie wyczuła nawet momentu, gdy wylądowali na ziemi. A powinna
poczuć chociaż sam fakt, że na czymś stanęła. Pamiętała, że
gdy spadali na ziemię, usłyszała głuchy odgłos, który na pewno
nie należał do tupnięć o tą czarną plamę pod jej stopami.
Rozejrzała się wkoło, po czym wstała i weszła w mrok lasu.
Oparła się o najbliższe drzewo i zerwała z niego najniższą
gałąź, która po bliższych oględzinach okazała być się igłą
strzykawki.
- Jeszcze bardziej się nada. -
powiedziała, uśmiechając się psychicznie, po czym zbliżyła
ostre zakończenie do swojego nadgarstka.
Nie miała siły nawet na zrobienie
jednego płynnego ruchu, nawet zadrapania na podkład dla
najdelikatniejszego z cięć. Wreszcie zebrała w sobie całą siłę
i, osunąwszy się na ziemię pod drzewem, zrobiła jedną
precyzyjnie prostą kreskę na tyle głęboką, by mogła z niej
polecieć krew. Ciecz rzeczywiście wyleciała z rany, ale Alice
odczuła ból jak nigdy wcześniej. Rana piekła i niemiłosiernie
bolała. Przez kilka długich chwil czuła co chwilę rozcinanie
skóry w tym miejscu z coraz większą intensywnością. Jej oczy
rozszerzyły się i poleciały kolejne dwa potoki łez, skapujących
na czerwoną sukienkę.
Ból przeszywał ją na wskroś, gdy do
jej uszu dobiegł niesłyszany do tej pory w Wonderlandzie szelest.
Obróciła się w jego stronę i jej oczom ukazała się sylwetka
oddalona może o kilka kroków od niej. Instynktownie chciała
uciekać, ale gdy tylko spróbowała wstać, zawroty głowy przykuły
ją z powrotem pod drzewo.
- Zaraz zginę...nie
chcę...proszę...jeszcze nie teraz...chcę zrobić to sobie sama...
-szeptała przez łzy strachu.
Przybysz podszedł do niej na tyle
blisko, by mogła mu się lepiej trochę przyjrzeć. Od razu w oczy
rzuciły się kocie uszy i ogon równie czarne jak włosy i pozostały
obcisły strój z miliardem luźnych bandaży na rękach i torsie.
Jego oczy miały barwę oślepiającej żółci, która kontrastowała
z szerokimi źrenicami, które przecinały tęczówkę na dwie równe
części.
Początkowo Alice została
niezauważona, lecz ponowna próba wstanie i przypadkowe otarcie się
o korę drzewa, zwróciły uwagę kota. Natychmiast obrócił się, a
jego oczy szybko przeszukiwały teren w poszukiwaniu zagrożenia,
napotykając przerażoną dziewczynkę w czerwieni. Kot uśmiechnął
się szeroko i podszedł do niej bliżej, podając jej dłoń z
długimi szponami na wierzchu.
- Witaj...Alice...nie mylę się? -
powiedział przerażającą tonacją głosu, która przyprawiła
dziewczynę o szybsze bicie serca. - Czyli się nie mylę, skoro
Twoje oczy stały się ogromne. Oh, przepraszam, madame, gdzie moje
maniery. - schował pazury i na powrót podał jej dłoń. - Może
teraz?
Czerwona sukienka latała na wietrze,
gdy łapiąc za jego rękę udało jej się wstać. Wcześniej nie
odczuwała chłodu, ale teraz ze strachu wszystko wróciło.
Przeraźliwe zimno obijało się o jej nagie przedramiona, ręce i
kolana, podwijając sukienkę córki króla coraz to do góry.
Próbowała się zakryć, lecz to tylko śmieszyło kota.
- Wybacz, trochę tu zimno, co?
Przyzwyczaisz się...tak samo jak my przyzwyczaimy Cię do
wszystkiego, w co się wplątałaś, mając za pragnienie dotarcie do
swojego Wonderlandu. Wiesz, Alice? Jesteś głupia, że stworzyłaś
taki świat... Ale po kolei. - przybliżył jej dłoń, która nadal
spoczywała w jego uścisku, do swoich ust i zostawił na niej
delikatny ślad swoich ust, łaskocząc ją przy tym wąskami na
policzkach. - Jestem Mitsuru i należę do Śmiertelnego Placu Zabaw,
do którego Cię teraz zabiorę, byś mogła poznać mego pana,
Lenox'a. A Plac Zabaw leży tam. - powiedział i obrócił ją w
odpowiednim kierunku oraz wskazał palcem w tamtą stronę na
dokładny szczyt. - Co prawda właśnie stamtąd szedłem w
poszukiwaniu Twojej osoby, bo ten cholerny Erin, jak go po drodze
spotkałem, nie chciał mi powiedzieć, gdzie Cię zostawił. Tak,
ten w czarnej szacie to właśnie był Erin. Co prawda jest z Zamku
Krwi, ale akurat ze mną się lubi. Łączy nas...dość dziwna
więź... Ale koniec pogaduszek! Resztę spaceru spędzimy w ciszy...
- powiedział, kładąc palec z wyciągniętym pazurem na swoich
ustach i ruszył, ciągnąc Alice za sobą w stronę Śmiertelnego
Placu Zabaw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz