czwartek, 21 lutego 2013
"Koi wa Orokadearu" rozdział 1
W takie deszczowe popołudnie jak to dzisiejsze, nie chciało mi się autentycznie nic. Zero weny, zero myślenia o fabułach czy wyglądach postaci do nowej mangi shounen czy josei. Po prostu siedziałem w kawiarni, piłem latte, wcinałem jakieś ciacho i patrzyłem na ulicę za oknem. Byłem jakby niewidzialny dla innych klientów. No bo kto by sie przejął miernym mangaką w wieku dziewiętnastu lat? Swoim wyglądem nie pociągałem żadnej dziewczyny, a nawet je chyba odstraszałem i nie miałem ani jednej przez dziewiętnaście lat. Żadna z mijających mnie dziewczyn nie zwróciła uwagi na czarnowłosego chłopaka niskiego wzrostu z oczami w kolorze czystego nieba. W kawiarni też nikt na mnie nie patrzył, może nawet dla tego, że siedziałem w ocienionym kącie. A jednak ktoś taki się znalazł. Ktoś, kto mnie spostrzegł nim ktokolwiek mnie zauważył.
Nim zauważyłem, że ulica wręcz pływa, w kawiarni był już tłok i harmider, a co się z tym wiąże, ani jednego miejsca prócz tego przy moim stoliku w kącie. Nikomu chyba się nie spieszyło by wyjść w taki deszcz.
W pewnej minucie drzwi kawiarni otworzyły się i do środka wbiegł wysoki brunet o zielonych oczach. Na oko miał chyba z dwadzieścia jeden lat. Zdjął z siebie płaszcz, który z gracją powiesił na wieszaku w szatni i podszedł do kontuaru, gdzie natychmiast został obsłużony. Rozglądał się za miejscem siedzącym, gdy spojrzał na mnie, na bezczelnie wlepiającego gały w jego osobę dzieciaka. Nim się ogarnąłem stał tuż przy wolnym siedzeniu na przeciwko mnie.
- Mogę się do ciebie dosiąść? - spytał głębokim głosem ze słodką nutą pokusy, którą pożarłbym, gdyby była ciastkiem.
-P-Pewnie... I-I tak zaraz będę... iść... - zacząłem i oprzytomniałem. Ulica nadal przypominała morze podczas sztormu.
-Nie musisz iść - powiedział z uśmiechem - Skoro już mi się tak przyglądałeś jak dziecko wystawie słodyczy, to byś chociaż ze mną pogadał - kolejny uśmiech, lecz tym razem lekko szelmowski i bardziej kuszący. Lecz zamiast mu odpowiedzieć jak człowiek, zrobiłem się czerwony i uśmiechałem się jak debil do niego.
-Więc ja zacznę - usiadł z pełna gracją i podał mi rękę nad stołem - Jestem Misaki Kouichi, ale mów mi po imieniu, spodkooki.
"Zaraz, zaraz. Czy on właśnie nazwał mnie spodkookim?" pomyślałem i natychmiast się rozbudziłem z transu. Powinienem się mu przedstawić, ale jakoś nie szło mi najlepiej jak w wyobrażeniach.
-T-Tanaki S-Shun... - wymamrotałem i chwyciłem jego wystawioną rękę. Była ciepła i gładka.
Tak to się przynajmniej zaczęło. Teraz wiem, że dobrze trafiłem z wiekiem. Ma narzeczoną (?!) o imieniu Izumi, która czyta moje mangi. Wkrótce mają wziąć ślub.
Gadaliśmy tak jeszcze przez godzinkę, może dwie, gdy coś mi stanęło. Natychmiast ruszyłem do toalety by móc to jakkolwiek opanować, lecz gdy tylko wróciłem do stolika, Kouichi'ego nie było. Na jego miejscu leżała karteczka z adresem i numerem telefonu komórkowego. Obróciłem ją i ujrzałem napis:
"Zadzwoń jutro między 10 a 17. Spodobałeś mi się ;* Kou"
Wsadziłem karteczkę do torby, odniosłem naczynia do kontuarku, założyłem płaszcz i ruszyłem w drogę powrotną do domu... Ledwie otworzyłem drzwi wejściowe, coś mi już nie pasowało. W korytarzu stały but moich rodziców i młodszej siostry, Satsu. Zdjąłem buty, rzuciłem torbę na podłogę, zdjąłem płaszcz i ruszyłem do kuchni. Jak się spodziewałem, rodzice rozmawiali siedząc przy stole i gdy tylko wszedłem w progi kuchni, rozmowa nagle ucichła. Z pokoju obok, czyli mojej jadalni, dobiegały odgłosy bawiącej się lalkami Satsu.
"Nie znoszę tej małej. Jest zbyt głośna jak na dzieciaka w wieku dziewięciu lat" wkurzałem się na nią w myślach.
Rodzice w sumie nigdy nie odwiedzali mnie, "bo tak". Zawsze był jakiś powód. Tym razem też jakiś był. Bo jakby nie mógł? Czemu nie przyszliby tak po prostu, by napić się ze mną herbaty, spytać o mangi, jak mi się żyje w nowym miejscu, czy mam dziewczynę itp. Dobra, to ostatnie było w sumie głupie, bo nigdy jej nie miałem... Do rzeczy.
Stojąc tak w progu kuchni z czekaniem w oczach, patrzyłem matce w twarz. Nie obchodzi mnie już ich życie, bo przez kłótnie matki z byłym ojcem sam się wyprowadziłem. Mogą się teraz świetnie dogadywać ze względu na Satsu, ale mam to w nosie. Nigdy nie będą idealną rodziną, choćby nie wiem jak bardzo się starali.
-Witaj, synku. Wybacz, że tak bez zapowiedzi. Może się do nas dosiądziesz? Chciałabym z tobą o czymś pogadać razem z tatą - powiedziała tym swoim maminym głosikiem, który zawsze mi mówił, że coś zrobiłem i powinno mi być przykro. Tylko dlaczego? Z jakiego powodu mam być winnym? Z ciekawości usiadłem na krześle kuchennym i patrzyłem wyczekująco aż zacznie gadać.
-Więc ostatnio Satsu znalazła w twoim starym pokoju dużo mang i nam je przyniosła... I nie były to zwykłe mangi, tylko... One bardzo dużo odsłaniały...
- Masz na myśli te mangi typu hentai, które były w pudle pod łóżkiem, tak? - byłem nieźle wkurzony. Kto pozwolił Satsu wpieprzyć się do mojego pokoju?! - Rany, były moje, jasne? I co ten bachor robił w moim pokoju?!
- Ten "bachor" to twoja siostra, Shun - prawie krzyknął mi ojciec do ucha. - Zmień tę postawę. Najlepiej też styl pisania mang, bo Satsu przyniosła jedną z tych twoich do szkoły. Nauczycielka była wściekła, że jej nie upilnowaliśmy.
- To po co wchodziła do tego pokoju?! I po co tu w ogóle jesteście? Żeby mi nawrzucać, że trzymałem takie rzeczy?! Rany, tato, jestem dorosły i mogę czytać co chcę! - z tej całej wściekłości aż rzuciłem się w górę. Krzesło poleciało w tył i przywaliło w ścianę, co chyba przestraszyło matkę. - Jak długo jeszcze macie zamiar włazić mi na głowę?!
- W sumie to ojciec się o ciebie martwi... Nie masz dziewczyny, żadnej nie miałeś... A on się starzeje i długo już nie pociągnie tej firmy sam, więc... Chciał cię zrobić następcą, ale... - zaczęła matka, ale jej przerwałem jak zawsze, gdy temat schodził na tą przeklętą firmę.
- Mam gdzieś tę firmę! Nie jestem prezesem tylko mangaką, kiedy to do was dotrze?! Jutro przyjeżdżam do was i zabieram wszystkie swoje rzeczy z pokoju, które tam zostały i już nigdy przenigdy macie tu nie przychodzić, jasne?!
Matka chyba zaczynała mieć tego dość, bo wstała i powiedziała:
-Dobrze, już sobie idziemy w takim razie. Satsu - zerknęła za ramię do jadalni na siostrę - zbieraj zabawki, idziemy już. - odwróciła się jeszcze do mnie - Nie zapomnij jutro wziąć wszystkiego, bo kolejnej wpadki u jej nauczycielki nie chcę - rzuciła mi jeszcze złowrogie spojrzenie i wszyscy pomknęli za nią do korytarza, a potem do samochodu przez domem.
Nienawidzę gdy stawiają się w moim domu, wręcz bym ich zabił wtedy ze wściekłości, a tego bachora na wstępie. Ale dobra, musiałem się ogarnąć... i wtedy przypomniał mi się dzisiejszy przypadek w kawiarni. Może i nie miałem nigdy dziewczyny, ale jakimś cudem podniecił mnie widok Kouichi'ego... Czyżbym był gejem? W sumie od zawsze wolałem chłopaków, więc tu chyba nie ma różnicy.
Pobiegłem szybko do korytarza i podniosłem torbę. Wyciągnąłem i raz jeszcze obejrzałem kartkę. Spojrzałem na zegarek. Była już dwudziesta... Pewnie już nie odbierze... Postanowiłem więc spróbować jutro...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz